Pomiń zawartość →

Terry Pratchett, Kosiarz (audiobook czytany przez Macieja Kowalika)

Ta część serii o Świecie Dysku należy do najbardziej udanych i niezwykle cenionych przez czytelników, a teraz, dzięki audiobookom, także przez słuchaczy. Nic w tym dziwnego, bo w końcu głównym bohaterem jest tu Śmierć, czyli mówiąca dużymi literami postać, z którą nikt nie może się równać. Ogromny talent pana Pratchetta sprawił, że to właśnie antropomorficzne wyobrażenie ostatecznego końca i rozkładu, czyli szkielet, zawładnął wyobraźnią całej rzeszy odbiorców. Można nawet nie lubić fantasy, nie przepadać za magami, wampirami, wilkołakami czy krasnoludami, ale jeśli ma się choć odrobinę inteligencji i poczucia humoru, nie sposób nie pokochać Śmierci. Teraz, gdy autora tych wspaniałych książek zabrakło, każde słowo szkieletora-filozofa nabrało jeszcze większej głębi, a nam, czytelnikom i słuchaczom, nie tylko jest śmiesznie, ale zdarzy się, że i łezka się w oku zakręci.

Śmierć na emeryturze

Zapewne każdy nieraz zastanawiał się nad tym, co by było, gdyby śmierci nie było. Z pozoru byłaby to idealna opcja na nieśmiertelność, ale co zrobić z tymi zastępami nieumarłych lub z energią, która nie może znaleźć swojego ujścia. Z takimi problemami będą musieli sobie poradzić mieszkańcy niesławnego Ankh-Morpork, gdy zabraknie mrocznego kosiarza, który przeprowadzał ich na drugą stronę bytu. Śmierć, z powodu swej niepokojąco ludzkiej natury, zostaje przez szefów odesłany na coś w rodzaju emerytury. Stając się jak najbardziej żywym i realnym bytem, a nie, jak dotychczas ideą, ma nareszcie okazję dowiedzieć się z pierwszej ręki co to znaczy naprawdę żyć. Przegnany ze swego czarno-białego królestwa, znajduje schronienie i zajęcie na farmie pewnej uroczej starszej damy, której ma pomagać w sianokosach. A że na koszeniu zna się nasz przyjaciel jak nikt inny, szybko zostaje doceniony nie tylko przez gospodynię, ale i przez całą rolniczą społeczność. Jakoś nikomu nie przeszkadza ani to, że mówi do nich przerażająco chuda postać, przez którą wszystko przelatuje, ani też to, że nowy kolega posługuje się ewidentnie zmyślonym pseudonimem Bill Brama (dopiero pod koniec do mnie dotarło dlaczego to jest śmieszne; nie każdy jest tak bystry jakby sobie pan Pratchett tego życzył:). No, ale czego to ludzie nie zrobią, także ze swoją psychiką, by dopasować rzeczywistość to swoich wyobrażeń. Ważne, że chłopak dobrze kosi, a cała reszta to już kwestia tolerancji. Grunt to znać się na robocie :).

Z początku Śmierci jest nawet nieswojo i przykro bez zajęcia, które wykonywał przez tak długi czas, ale potem zaczyna się wręcz rozsmakowywać w wiejskim życiu, co jest niesamowicie zabawne, zwłaszcza, że przejawia się to na przykład w uczeniu koguta piania w odpowiedni sposób. Niestety, zniknięcie Śmierci ma też swoje znacznie poważniejsze konsekwencje niż tylko to, że gdzieś na prowincji szkielet bawi się w sianokosy. W Ankh-Morpork, pomimo licznych zgonów, ludzie i inne żyjące stworzenia, dosłownie przestali umierać. Niejaki Windle Poons na przykład, zacny członek grona magów z Niewidzialnego Uniwersytetu, snuje się po mieście i stara się na wszelkie sposoby odejść w zaświaty, ale jakoś mu nie wychodzi. Takich jak on jest więcej i zrzeszają się nawet w klubie o nazwie Od Nowa („Połączmy swe siły, bo inaczej leżymy”), walczącym o równouprawnienie wszystkich nieumarłych. Do tego zaświaty zaczynają się przepełniać o czym donosi pewne dziwne medium, a jakby tego było mało, uaktywnia się też przeciwny biegun istnienia, czyli życie i to takie przez duże Ż. Nagle różne rzeczy zaczynają ożywać z dziką mocą i nie ma kto ich powstrzymać. Jak widać, bez Śmierci jest jeszcze więcej problemów niż gdy pracował na cały etat i wszyscy się go bali.

 

Joł Rektorze!

Najbardziej podoba mi się w tej historii to, że jest jak jeden z jej drugoplanowych bohaterów, czyli jak hałda kompostu. Oczywiście nie jest to jakaś tam przypadkowa kupka liści, łodyg i innych gnijących odpadków z ogrodu Niewidzialnego Uniwersytetu, ale wielka hałda, która pod wpływem nieujarzmionej życiodajnej siły ożywa i staje się buzującym wrogim nawozem, atakującym swego ogrodnika. W Kosiarzu także wszystko buzuje i strzela, z dziką mocą rozpierając się w naszej wyobraźni i wyłażąc, wypełzając poza ramy tradycyjnych powieści fantasy. Niektórzy czytelnicy kręcą na to nosem, twierdząc, że Kosiarz nie jest wystarczająco spójny i jednorodny i że poszczególne wątki równoległe nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Mnie osobiście bardzo się to podoba, widzę metodę w tym chaosie, lubię go i z chęcią spędziłabym jeszcze więcej czasu na słuchaniu tego audiobooka (one zawsze są za krótkie, ile by nie trwały). Dzikość tej historii przejawia się najpiękniej w akcji nieco szalonych magów, którzy wychodzą na ulicę i zaczynają polować. I choć strzelają z magią do wózków na kółkach, to nie chodzi o polowanie na promocje. Jestem wprost zachwycona tym, jak napisane są te sceny i mogłabym ich słuchać w kółko, szczególnie, że magowie z taką werwą wykrzykują swoje joł!

W równym stopniu co powieść, zachwyca mnie samo wykonanie. Pan Maciej Kowalik jest znakomitym lektorem o niebywałej wszechstronności wokalnej. Powieści Terry’ego Pratchetta wymagają od lektorów znacznie więcej niż tradycyjne narracje, bo i bohaterów jest tu bez liku, a każdy o innym statusie ontologicznym, a do tego trzeba wyrobić w sobie i w słuchaczu pojęcie tego, co to znaczy mówić do kogoś wielkimi literami tak jak Śmierć. Oj, nie każdy tak potrafi, zapewniam, bo próbowałam i efekt był komiczny, ale tak w dość żałosny sposób. Dlatego też z tym większym przekonaniem zachęcam wszystkich do odsłuchania Kosiarza.

Audiobooki od lat ratują mnie przed chandrą, depresją, smutkiem i zwyczajną nudą szarych dni. Mam bardzo dużo nagrań, które lubię i z którymi wiążą się miłe wspomnienia, ale nic nie dorównuje fabułom wymyślonym przez Terry’ego Pratchetta. To, co napisał, nieodmiennie przywraca wiarę w ludzkość, uczy dystansu nawet do spraw najpoważniejszych i pokazuje, że bez ironicznego poczucia humoru życie zupełnie traci smak. Jeśli zatem z jakiegoś dziwnego powodu nie jesteście fanami tej twórczości, to czas najwyższy to zmienić.

Audiobooka wysłuchałam dzięki serwisowi Audioteka.pl

Opublikowano w Audiobooki Książki

2 komentarze

  1. Moim marzeniem jest to, żeby mieć czas na przeczytanie wszystkich książek ,,Świata Dysku”. Do tej pory przeczytałam jedynie kilkanaście pozycji i to nie niestety nie po kolei, a samego ,,Kosiarza” niestety nie udało mi się dorwać… mam nadzieję jednak, że jeszcze wszystko przede mną.

  2. Ola Ola

    Dla osób nie mających zbyt wiele czasu, audiobooki są idealnym rozwiązaniem. Ja też nie mogę poświecić na czytanie Pratchetta zbyt wiele czasu, ale słuchanie to zupełnie inna sprawa. Gdyby nie audiobooki, nic w moim domu nie byłoby posprzątane, nigdy bym nie gotowała, a nawet długich spacerów czy jazdy samochodem by nie było. A tak, mam dwa w jednym, słuchając prasuję, obieram, maszeruję i szczerzę się jak głupi do sera, co zawsze jest skutkiem ubocznym obcowania ze Światem Dysku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *