Pomiń zawartość →

Tag: XX wiek

Elena Ferrante, Historia nowego nazwiska

Historia nowego nazwiska to druga część Tetralogii Neapolitańskiej, którą stworzyła autorka przez bardzo wielu bardzo dobrze znających się na temacie ludzi uznawana za najwybitniejszą współczesną włoską pisarkę. Dla porządku przypomnę, że w pierwszym tomie poznaliśmy główną bohaterkę cyklu, Elenę Greco, która jako starsza już osoba dowiaduje się o zniknięciu swej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa, Lili. Po rozmowie z jej synem okazuje się, że Lili udało się spełnić swoje największe marzenia i nie tylko zniknąć, ale też zatrzeć wszelkie ślady swego istnienia. By wyjaśnić o co chodzi, Elena przenosi się w myślach do swych najwcześniejszych lat i wspomina dzieciństwo w cieniu genialnej przyjaciółki (choć to nie do Lili, lecz do niej odnosi się tytuł pierwszego tomu), lata wspólnej nauki, rywalizacji, marzeń i planów. Ta część tetralogii kończy się ślubem Lili, która w wieku szesnastu lat wychodzi za Stefana Carracci, właściciela sklepu z wędlinami. Wesele Lili to moment, w którym ona sama orientuje się jak paskudnym, zdradliwym światem jest jej uboga dzielnica, w której teraz utknęła na dobre. Dla Eleny tymczasem jest to moment, w którym po raz pierwszy wyraźnie czuje, że tu nie pasuje, że chce od życia więcej niż jej przyjaciółka. Drugi tom, czyli Historia nowego nazwiska, podejmuje narrację dokładnie od tego miejsca, więc nic nie musi pozostawać w sferze niejasnych domysłów.

Skomentuj

Sōseki Natsume, Wrota

Trafiła mi się nie lada gratka, bo mogłam oto przeczytać coś z absolutnej klasyki japońskiej literatury, powieść jednego z najbardziej cenionych w Kraju Kwitnącej Wiśni pisarzy, która, choć powstała w 1910 roku, okazała się bardzo nowoczesna w formie i przekazie. Przystępując do lektury miałam wiele obaw o to, czy w ogóle coś z tego zrozumiem, czy będę w stanie chociażby pojąć motywację bohaterów żyjących w tak innym niż mój świcie, jednak ich dylematy okazały się uniwersalne, a przemyślenia z początku dwudziestego wieku jak najbardziej aktualne i dzisiaj. Dlatego też zachęcam wszystkich wielbicieli literatury japońskiej (i w ogóle dobrej literatury z najwyższej półki) do spędzenia kilku godzin z pewnym spokojnym urzędnikiem z tokijskich przedmieść, który tylko z pozoru jest szarym obywatelem bez właściwości.

Skomentuj

Katia Petrowska, Może Estera

Jak opowiedzieć rodzinną historię powiązaną z historią XX wieku? Jak zrobić to w inny sposób, bez epatowania poczuciem krzywdy czy wojennymi okropnościami? Katia Petrowska pokazuje czytelnikom, że jest to możliwe, a snuta przez nią opowieść przede wszystkim jest poszukiwaniem własnych korzeni i wyjaśnianiem rodzinnych tajemnic (z czym każdy się może utożsamić), a dopiero w drugiej kolejności to historia potomkini żydowskich nauczycieli, rodziny, która najpierw osiedliła się w Warszawie, a potem parła coraz bardziej na Wschód, na Ukrainę, gdzie zastała ich wojna, nie oszczędzająca nikogo. O tym, jaka jest to narracja, najlepiej mówi sam tytuł. Jedna z babć Petrowskiej mogła mieć na imię Estera, ale wcale nie jest powiedziane, że tak było, a jednak nie przeszkadza to autorce w stworzeniu bardzo intymnego i wzruszającego portretu kobiety, o której wie bardzo niewiele. Z jednej strony prawie anonimowa Może Estera, a z drugiej szczegółowy opis jej nieprawdopodobnego zachowania, podczas gdy jej najbliżsi ginęli w Babim Jarze. Do każdej ze sportretowanych postaci podchodzimy tak blisko jak się tylko da, a ich los (choć mało co jest tu pewne) staje się splotem losów całej spustoszonej wojną Europy.

Skomentuj

Wstrząs

Nawet jeśli nie interesują was dramaty medyczne i nieszczególnie przepadacie za pełnym przemocy futbolem amerykańskim, to decydowanie warto obejrzeć Wstrząs tylko dla głównej postaci. Polubiłam tego mężczyznę już w pierwszych minutach, w których, zeznając jako patolog sądowy, wyjaśnia jakie są jego kwalifikacje, by być tam, gdzie jest i robić to, co robi. Dr Bennett Omalu to dosłownie tytan intelektu, posiadacz niezliczonych dyplomów, a przy tym dobry i skromny człowiek. Naprawdę nie chodzi tu o to, że gra go poczciwy Will Smith, ale o to, że ten bohater broni się sam swoimi dokonaniami. Świat były lepszym miejscem gdyby ludzie, zamiast kibicować futbolistom, starali się naśladować takich ludzi jak dr Omalu.

2 komentarze

Rupert Smith, Antrakt

Choć czytelnicy porównują styl Smitha do twórczości wielu wielkich pisarzy, w tym do samego Nabokova, mnie wydał się on od początku specyficzny, oryginalny i wyjątkowy. Choć może się wydawać, że autor ma pretensje do czegoś więcej niż jest w stanie kiedykolwiek osiągnąć, wkrótce, w miarę zagłębiania się w jego powieść, łatwo można przejrzeć tę jego podwójną grę. Podobnie jak główny bohater Antraktu, Edward Burton, Smith prawdopodobnie ma świadomość, że jego książka nie jest wybitnym, wyrafinowanym arcydziełem, ale co z tego, skoro czyta się ją tak przyjemnie, a czytelnicy są zachwyceni. Choć akcja toczy się na przestrzeni całego XX wieku, wszystko opisane jest bardzo plastycznym, przejrzystym językiem, bez artystycznych popisów i wygibasów. Już sama fabuła, często zahaczająca (zapewne świadomie) o melodramatyczny kicz, jest wystarczająco widowiskowa. Jeśli lubicie czytać o niesamowitościach i skandalach w artystycznym światku, a do tego pociągają was retro klimaty, to właśnie może być lektura dla was.

Skomentuj

Joy

Joy to film, który nie ma litości dla widzów. Bohaterka ma tak bardzo w życiu pod górkę, zawsze jej wiatr w oczy i pupa z tyłu, a finał jest tak mało pokrzepiający i rozładowujący to całe zgromadzone przez dwie godziny napięcie, że moje odczucia po seansie były takie, jakbym przez cały ten czas patrzyła na podpiekanie Jennifer Lawrence na wolnym ogniu lub na posypywanie jej ran solą, po czym na samym końcu ktoś dałby jej szklankę wody. Coś jest nie tak z proporcjami tej mega amerykańskiej tragikomedii i nawet dziwaczne indywidua z oglądanej przez matkę głównej bohaterki telenoweli nic tu nie pomogą. Nowego dzieła Davida O. Russella nie ogląda się z zaciekawieniem, ani nawet z przejęciem (bo w końcu temat ważny), a jedynie z narastającą, pulsującą frustracją, która zupełnie niczemu nie służy.

Komentarz

Dziewczyna z portretu

Naprawdę cieszy mnie fakt, że powstał kolejny film poświęcony tak ważnemu tematowi. Każda odmienność jest społecznie bolesna, a już naprawdę trudno mi sobie wyobrazić co musi czuć ktoś, kto urodził się w nieswoim ciele, przez co świadomość nieodpowiedniej płci boli go w każdej sekundzie życia. Nigdy dosyć rozmowy na temat tego, jak pomóc innym, wykluczonym. Jak większość widzów, doceniam także artystyczną tematykę, a już szczególnie malarstwo, umiejętnie pokazywane na ekranie. Niestety, oglądając Dziewczynę z portretu, miałam wrażenie, że żadnemu z poruszanych tematów nie poświecono odpowiedniej uwagi, a wizualne fajerwerki nie są w stanie odwrócić naszej uwagi od faktu, że patrzymy na kolorową wydmuszkę.

Skomentuj

Brooklyn

Wszystko byłoby w porządku z tym filmem, gdyby nie to, że sprawia wrażenie czegoś wyprodukowanego w latach 90 i to raczej od razu dla telewizji, a nie na kinowe ekrany. Twórcom ewidentnie zupełnie nie zależy na jakiejkolwiek oryginalności, psychologii postaci czy choćby na odrobinie dynamiki akcji. Jest to co prawda film miły dla oczu, jednak trudno się na nim nie wynudzić. Jedne piękne oczęta Saoirse Ronan nie odwrócą naszej uwagi od tego, że podobnych filmów były już dziesiątki i naprawdę nie rozumiem dlaczego nakręcono kolejny (no chyba, że obecne fale emigracji do skłania podobnych rozmyślań jak w latach 50).

3 komentarze

Tequila z Cortazarem. Kochałem wielkich tego świata

Ta niezwykła książka jest zapisem rozmów z Markiem Kellerem, które przeprowadził Dariusz Wilczak. Ostatnimi czasy Keller znany jest z zakupu bezcennych pamiątek po Fryderyku Chopinie i podarowania ich Polsce, ale troska o nasze narodowe dziedzictwo, czy wielkie umiłowanie sztuki i artystów, to tylko jedno z wielu oblicz tego niezwykłego człowieka. Przyznam, że takiej lektury się zupełnie nie spodziewałam. Zachęcam wszystkich by także dali się zaskoczyć pasjonującymi wycieczkami w przeszłość śladami wspomnień Marka Kellera.

Skomentuj

Carol

Dokonana przez Todda Haynesa adaptacja powieści The Price of Salt Patricii Highsmith będzie z pewnością jednym z najbardziej przecenianych filmów ostatnich lat. Jak na mój gust absolutnie nie ma się czym zachwycać, ale to tylko moje skromne zdanie. Tak już się porobiło, że wszyscy jesteśmy bardzo mało odporni na urok wspaniałej Cate Blanchett, a gdy jeszcze pojawia się w retro scenerii, w dodatku w tragicznej roli żony i matki odkrywającej swoją homoseksualną fascynację młodszą kobietą, to któż ośmieli się powiedzieć coś złego o dziele, w którym występuje. Podobnie rzecz się ma z Rooney Marą, ukochaną ,,ambitną” aktorką młodego pokolenia, która od czasów Dziewczyny z tatuażem jest ulubienicą krytyków. Co z tego, że film ciągnie się niemiłosiernie, ze scen intymnej bliskości wieje chłodem, a całość jest bardzo bez wyrazu (,,intymnie”), skoro mamy piękne zdjęcia pięknych aktorek w pięknych vintage kiecuszkach:)?

3 komentarze