Pomiń zawartość →

Tag: Steven Knight

Tabu

Jeśli macie zimą obejrzeć tylko jeden serial, to zdecydowanie powinien to być właśnie ten. Nie jest może aż tak genialnie, fantastycznie i niesamowicie jak się zapowiadało, ale to i tak kawał znakomitej roboty, którego Steven Knight nie musi się wstydzić. Nie ukrywam, że oglądam Tabu głównie ze względu na Toma Hardy’ego. Jeśli chodzi o tego aktora, to nie jestem w ogóle obiektywna i jakoś mi to nie przeszkadza. Jak dla mnie, to mógłby on siedzieć na stołku i przez sześć godzin czytać książkę telefoniczną, a i tak byłby to lepsze show niż większość tego, co mamy w kinie i telewizji. Tabu to wspólne dzieło aktora i jego ojca, Chipsa Hardy’ego. Serial pokazuje, że Tom ma nie tylko demoniczną ekspresję twarzy (dzięki której tak dobrze odgrywa szaleńców) ale i bardzo mroczną wyobraźnię.

5 komentarzy

Podróż na sto stóp (The Hundred-Foot Journey)

Już się chyba zorientowaliście, że wprost uwielbiam kino kulinarne i sądzę, że każdy kto lubi i docenia dobre jedzenie, podziela moją sympatię. Jeśli też tropicie wątki gastronomiczne w filmach, nie możecie ominąć Podróży na sto stóp, która jest klasykiem motywu gotowania na ekranie. W kinie dostaniemy dokładnie to, czego zwykle mamy prawo się spodziewać po tego rodzaju produkcjach, czyli opowieść o doskonaleniu się kucharza obdarzonego wielkim talentem, sympatyczne wątki rodzinno-nostalgiczne i rozgrzewającą serce historię miłosną. Gdyby ten film był polski to wyobrażam sobie, że byłby o tym jak dwoje uczniów technikum gastronomicznego zakochuje się w sobie nad garem rosołu, który w smaku jest dokładnie taki, jaki dostawali w dzieciństwie od swoich mam. Taka właśnie jest Podróż na sto stóp, tyle że w wydaniu hindusko-francuskim.

Skomentuj

Locke

Nie mogłam się doczekać tego filmu, a w dniu polskiej premiery okazało się, że w moim mieście tego nie puszczają. Jak prawdziwa fanka aktorskiego talentu Toma Hardy’ego, którą rzeczywiście jestem, nie zastanawiając się długo postanowiłam pojechać do najbliższej metropolii, która dostąpiła zaszczytu posiadania kopii Locke’a. Po 6 godzinach w dusznym samochodzie dojechałam do Wrocławia by zaraz znaleźć się w kinie, gdzie znów znalazłam się w samochodzie na kolejne 1,5 godziny. Cały Locke bowiem pokazuje w czasie rzeczywistym podróż pewnego budowlańca, który nawet na chwilę nie opuszcza swojego auta. Chyba nie wspomniałam jeszcze o tym, że mam chorobę lokomocyjną? Ale było warto!

6 komentarzy