Pomiń zawartość →

Tag: Nowy Jork

Crimson Peak. Wzgórze krwi

Wzgórze krwi to z jednej strony prawdziwa uczta wizualna, ze scenografią i kostiumami dopracowanymi do perfekcji. Wspaniała jest także aktorska obsada, robiąca co może, by ożywić nieco drętwe dialogi. Z drugiej jednak strony fabuła nie zachwyca innowacyjnością. Osoby nie przyzwyczajone do dość typowych schematów romansów gotyckich, nie zaczytujące się w dziewiętnastowiecznej literaturze, mogą być tym filmem zwyczajnie znudzone. Mnie się bardzo podobał ten mroczny prawie horror, ale muszę przyznać, że wciąż musiałam sobie przypominać, że za brak oryginalności odpowiada konwencja, jaką wybrał del Toro. No i raczej, mimo całego piękna absolutnie wszystkich ujęć, drugi raz bym na to do kina nie poszła.

Skomentuj

Quantico

Jesiennej masakry serialowej ciąg dalszy. Normalnie mam wrażenie, że spora część tegorocznych propozycji to napisane przez amatorów na kolanie scenariusze, do tego odgrywane przez najgorszych z możliwych aktorów, którzy albo odpadli z lepszych produkcji, albo dopiero zaczynają swoją przygodę i nikt wcześniej nie sprawdził jak bardzo drewniani są na przed kamerą. Quantico, obok Limitless czy Blindspot, jest tego idealnym przykładem. Przez ostatnie trzy tygodnie dzielnie zaciskałam zęby i oglądałam, ale już nawet ja nie ma siły na to patrzeć. Wszystko tu jest złe i mam nadzieję, że druga seria nie powstanie.

Skomentuj

Przegrane na starcie (Limitless, Raport mniejszości, Blindspot)

Coś niedobrego dzieje się z jesiennymi premierami. Fabuły takich seriali jak Limitless czy Blindspot na papierze przedstawiają się znakomicie. Po dodaniu różnych filmowych trików powinna być rewelacja, a tu jednak totalna klapa. Podejrzewam, że wielkie rozczarowanie widzów bierze się po części z autentycznie słabego poziomu aktorów i kiepskiego scenariusza, ale może chodzić też o to, że takie hity jak Mr. Robot, czy przeboje Netflixu zwyczajnie nas rozpieściły, stawiając konkurencji poprzeczkę niemożebnie wysoko. Fakt jest taki, że gdy patrzę na niektóre nowości to oczy mnie bolą i do kolejnych odcinków zwyczajnie nie jestem w stanie się zmusić.

Skomentuj

Donna Tartt, Szczygieł

Nie czytałam poprzednich dzieł amerykańskiej autorki (a po lekturze Szczygła z pewnością już tego nie zrobię), ale i tak uległam magii promocji i z entuzjazmem zasiadłam do lektury powieści nagrodzonej Pulitzerem. Napiszę może tak: gdybym kupiła książkę w księgarni, zamiast wypożyczać z biblioteki, byłabym teraz naprawdę rozczarowana bardzo niefortunnym wydatkiem. A tak jestem tylko wściekła, że przeznaczyłam kilkadziesiąt godzin i mnóstwo energii na przeczytanie ośmiuset trzydziestu dziewięciu stron, z których nie wynika absolutnie nic poza tym, że Donna Tartt bardzo lubi Dickensa. A jaki pożytek z mojej czytelniczej męki? No przynajmniej możecie czuć się ostrzeżeni i nie popełnicie tak jak ja błędu rozpoczęcia lektury Szczygła. Aż mi szkoda drzew, które poszły na papier dla tej cegły.

Komentarz

Birdman

Pewno będzie, że się nie znam i ogólnie idiotka ze mnie, ale i tak napiszę, że mnie się nie podobało. Gdyby Birdman leciał w telewizji w piątkowy wieczór, to przełączyłabym na inny kanał już na pierwszych reklamach, tak mnie ten firm znudził i zirytował jednocześnie. Nie przemawia do mnie ani wielopłaszczyznowość tej opowieści, ani aktorstwo, a już na pewno nie muzyka. Dłubanie sobie w oku zardzewiałym widelcem byłoby przyjemniejsze niż słuchanie popisów perkusisty w tym filmie, które nijak się miały do rozgrywającej się na ekranie akcji, ale chyba ,,korzystnie” współgrały z bełkotliwymi monologami broadwayowskich aktorów, którzy są bohaterami Birdmana. Za nic w świecie nie obejrzałabym tego drugi raz.

8 komentarzy

Brudny szmal

Długo się naczekaliśmy na ten film, ale w sumie było warto, choć okazał się zupełnie czymś innym niż się spodziewałam. Nie jest to rozbuchane kino gangsterskie z serią strzelanin czy bijatyk, nie doczekacie się ,,kultowych” powiedzonek ani gorącego seksu, a jednak dzieje się dużo. Nad wszystkim unosi się tu mroczna atmosfera, niby nic, a czujemy, że podskórnie toczy się zupełnie inna historia niż ta, którą nam się pokazuje. Z tego powodu oraz dzięki rewelacyjnej grze Toma Hardy’ego The Drop jest raczej subtelnym thrillerem psychologicznym niż filmem gangsterskim.

Skomentuj