Aż trudno mi uwierzyć, że to co zobaczyłam na ekranie, jest serialową adaptacją autentycznych wspomnień niejakiej Piper Kerman, która podobnie jak bohaterka nowej produkcji Netflixu, również miała bardzo ciekawe przygody w damskim więzieniu. Oglądając więzienne perypetie serialowej Piper Chapman, na początku można odnieść wrażenie, że to jedna z tych mało realistycznych opowieści, gdzie wszystko się podejrzanie dziwnie układa wbrew oczekiwaniom głównej bohaterki, co zazwyczaj bardzo śmieszy widzów. Tymczasem, to, co prawda ubarwiona, ale jednak prawda. Główną postacią ,,modowej” opowieści o tym, że pomarańczowy jest nowym czarnym (przynajmniej podczas rocznego odsiadywania wyroku) jest dobrze sytuowana blond paniusia z Nowego Jorku (oczywiście!). Piper Chapman (Taylor Schilling) ma wszystko – urodę, świetną pracę i ukochanego narzeczonego. Wszystko się jednak burzy, a sama Piper trafia do więzienia, na skutek ujawnienia jej starego wstydliwego sekretu.
3 komentarze