Poprzedni film Hirokazu Koreedy pt. Jak ojciec i syn opowiadał o męskich więziach rodzinnych, a w nowym dziele przyglądamy się zdecydowanie bardziej kobiecej perspektywie, jakby uzupełniającej spojrzenie z wcześniejszego dzieła. Wczoraj, w ramach wyciszenia i ukulturalnienia, pospieszyliśmy na seans do Pioniera i naprawdę polecam to każdemu, kto chce na naprawdę długi czas (film trwa ponad dwie godziny) totalnie oderwać się od otaczającej go znajomej rzeczywistości. Nasza młodsza siostra to możliwość obcowania z czymś świeżym i zupełnie innym niż hollywoodzkie schematy ckliwych opowieści o rodzinie. Ciepło i spokój aż emanowały z ekranu podczas seansu, a nieliczne osoby na widowni (dlaczego nie było tłumów?) reagowały na kolejne wydarzenia w życiu sióstr bardzo żywiołowo. Tylko naprawdę czepialscy mogliby uznać, że to nudny film, w którym nic się nie dzieje. Nie słuchajcie malkontentów i idźcie do kina, szczególnie jeśli, tak jak ja, interesuje was wszystko co japońskie.
SkomentujTag: Hirokazu Koreeda
Ten film wymagał ode mnie wiele wewnętrznego wysiłku. Czułam, że tak będzie i świadomie odwlekałam obejrzenie tego dzieła. Naprawdę trudno to nazwać rozrywką, choć w końcu nie o samą uciechę widza w kinie chodzi. Tym razem dla odmiany można było się czegoś nauczyć, a to też się liczy. Film Hirokazu Koreedy to jedna z tych opowieści, które codziennie można znaleźć na łamach nawet polskich tabloidów. Jest to historia dwóch rodzin, którym zamieniono synków w szpitalu zaraz po porodzie. Teraz, gdy chłopcy podrośli i mają iść do szkoły, cała sprawa wyszła na jaw i trzeba przedsięwziąć jakieś kroki. Trudno w końcu udawać, że się nie wie o ty, że wychowuje się nieswoje dziecko. Sądzę, że większość widzów, a już szczególnie rodziców, było zszokowanych tym, jak japońskie rodziny postanowiły rozwiązać ten problem. Jednym słowem, robią to na zimno.
2 komentarze