Pomiń zawartość →

Tag: Haruki Murakami

Klub Murakamiego otwiera się na placu Zbawiciela w Warszawie

Kiedy w 1982 roku japoński pisarz Haruki Murakami zamykał swój jazzowy bar w Tokio, by poświęcić się pisaniu, nie przypuszczał, że ponad 30 lat później kolejny klub firmowany jego nazwiskiem powstanie w Warszawie. Z okazji premiery najnowszej książki japońskiego mistrza słowa „Mężczyźni bez kobiet” 28 października warszawska kawiarnia Karma na siedem dni zamieni się w Murakami Klub.

Skomentuj

Haruki Murakami, Mężczyźni bez kobiet

Może się tak zdarzyć, a wedle mojego życzeniowego myślenia jest to bardzo prawdopodobne, że japoński prozaik otrzyma dzisiaj Nagrodę Nobla. Z wielką radością i zazdrością jednocześnie myślę o tych wszystkich nowych czytelnikach, którzy rozpoczną swoją przygodę z powieściami i opowiadaniami Murakamiego dopiero pod wpływem informacji o nagrodzie. Ci przyszli szczęśliwcy (ale także stali odbiorcy) będą mieli niedługo okazję zakosztować prawdziwej esencji stylu autora Kafki nad morzem. Pod koniec października bowiem ukaże się nowy zbiór opowiadań Murakamiego pod znamiennym tytułem Mężczyźni bez kobiet, w którym jest wszystko, co może fascynować w twórczości japońskiego pisarza.

Komentarz

O Szeherezadzie Murakamiego

Na to wydanie Książek. Magazynu do Czytania czekałam w wyjątkowym napięciu. Oczywiście, jak tylko dziś dorwałam je w swoje łapki, natychmiast, niemal na stojąco, zaczęłam czytać premierowe opowiadanie Szeherezada, z mającego się ukazać w przyszłym miesiącu tomu opowiadań Harukiego Murakamiego. Ci, którzy czytają moje skromne notki od dłuższego czasu, wiedzą już, że nie ma dla mnie nic przyjemniejszego, nie ma większego święta, niż nowy kawałek prozy japońskiego pisarza. Co prawda wolałabym, by cała książka była dostępna już teraz zaraz, ale skoro to niemożliwe (jakby Murakami nie mógł mi co wieczór wysyłać pocztą tego co napisał danego dnia :), to dobre i jedno opowiadanie, zwłaszcza, że jest takie klasycznie murakamiowe (murakamiaste?). Znowu, na kilkanaście minut, można poczuć tę atmosferę zastoju, sennej ciężkości i leniwego ciepła emanującego od bohatera poza społeczeństwem, wszelkimi normami i czasem.

Komentarz

Haruki Murakami powraca, nucąc piosenki Beatlesów

Kobiety, które odeszły. Kobiety, które umarły, porzuciły lub nigdy się nie pojawiły. Mężczyźni, którzy odczuwają ich brak. Miłość, wątki magiczne i tajemnice przeplatające się ze zwykłą codziennością. Kolejna książka jednego z najpopularniejszych pisarzy na świecie jest już w drodze do polskich księgarń. Tym razem czytelnicy będą mogli spotkać się z twórczością Harukiego Murakamiego w książce „Mężczyźni bez kobiet”. Długo wyczekiwana premiera już 21 października!

Skomentuj

Piotr Milewski, Dzienniki japońskie. Zapiski z roku Królika i roku Konia

Piotr Milewski, jak tekst na okładce, to autor bestsellerowej Transsyberyjskiej, który wybrał się do Japonii za studenckich czasów, a teraz postanowił opublikować swoje wspomnienia z kilkumiesięcznego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni oraz z powrotu do zwiedzanych miejsc po trzech latach. Podróż zaczęła się w latem 1999 roku i okupiona byłą wieloma wysiłkami i poświęceniem autora, który dysponował co prawda podstawową wiedzą na temat języka i kultury japońskiej, a także kilkoma kontaktami, ale nie miał za to prawie żadnych środków finansowych, ani też pojęcia o tym jak bardzo uciążliwa jest pogoda na tym egzotycznym archipelagu. Ostrzegam: po kilkunastu stronach dojdziecie do wniosku, że będzie to najciekawsza książka jaką czytaliście o Japonii, ale nim dobrniecie do końca, uznacie, że dawno nie czytaliście czegoś tak nużącego. Moim zdaniem tytuł tomu powinien raczej brzmieć Upał, beton i nuda.

Skomentuj

Haruki Murakami, Słuchaj pieśni wiatru i Flipper roku 1973

Dostajemy oba te utwory (wydane w jednym, niezbyt opasłym tomie) 25 lat po ukazaniu się ich w Japonii, ale gdyby ktoś mi powiedział, że napisano je teraz, jako parodię wszystkiego co Murakami do tej pory wydał, to też bym spokojnie uwierzyła. Jest tu wiele motywów, które rozwinęły się w późniejszej twórczości japońskiego prozaika i zapewne wielu jego fanów będzie miało wielką frajdę z identyfikowania znajomych postaci, wątków i ogólnie klimatu. Właściwie trudno te pierwsze próby pisarskie nazwać powieściami; to raczej takie poszarpane, ścinkowe dłuższe opowiadania. Trzeba także przyznać, że to najsłabsze kawałki Murakamiego ze wszystkiego co opublikował i wcale się nie dziwię, że tak długo autor nie godził się na ich przekład z japońskiego. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że Słuchaj pieśni wiatru wygrało jakikolwiek literacki konkurs.

Komentarz

1Q84 Harukiego Murakamiego czytane przez Marię Seweryn i Piotra Grabowskiego

Niestety tym razem nie będzie zachwytów. Zbrzydzili mi normalnie audiobooka złym doborem lektorów, a właściwie lektorki. O ile głos Piotra Grabowskiego jest jak najbardziej na miejscu (ciepły, spokojny, głęboki, tak jak głos Tengo powinien brzmieć) o tyle obsadzenie w roli Aomame Marii Seweryn było zupełną pomyłką. Zimna jak lód, precyzyjna i opanowana postać mówiąca energicznym i momentami trochę histerycznym głosem Marii Seweryn to wielkie rozczarowanie. Przecież właściwe zgranie głosu lektora do wyobrażeń czytelników o postaci to klucz do nagrania dobrego audiobooka. Przez to, że tym razem tak się nie stało, nie mogłam w ogóle skupić się na wypowiadanych słowach. Rozdziały czytane przez Piotra Grabowskiego to prawdziwa przyjemność, wprowadzająca słuchaczy w spokojny, refleksyjny, medytacyjny stan pozornego nicsięniedziania. Gdy jednak pora na Aomame i słyszymy panią Seweryn (którą swoją drogą bardzo lubię jako aktorkę), to cały czar prozy Murakamiego pryska. Głos ten pasowałby do postaci nieco postrzelonej, przebojowej młodej kobiety, ale w ogóle nie przystaje do Aomame. W dodatku wyjątkowo przykra w tym wypadku była dla mnie maniera aktorki, przez którą zatraca się sens poszczególnych zdań. Nie lubię także gdy lektorzy zdają się sami zaskoczeni tym co czytają, tak jakby pierwszy raz widzieli tekst na oczy. Czy was także drażni gdy ktoś wypowiada zdania twierdzące tak jakby to były pytania, z zawieszoną intonacją?

Komentarz

Co się jada i pija w Bezbarwnym Tsukuru Tazaki i latach jego pielgrzymstwa

bezbarwny-tsukuru-tazaki-i-lata-jego-pielgrzymstwaZacznijmy może od tego co się pija, ponieważ jest tu ogromna konsekwencja w stosunku do pozostałych tworów literackich pana Murakamiego. Główny bohater jest (podobnie jak sam pisarz) zwolennikiem zwykłej czarnej kawy, raczej dobrego gatunku (takiej jaką parzy mu przyjaciel z pływalni Haida), ale nie pogardzi także małą czarną kupioną w kiosku na dworcu kolejowym. Okazuje się, że smak tego napoju dobrze się komponuje z wielogodzinną obserwacją przyjazdów i odjazdów pociągów. Jeśli chodzi o mocniejsze alkohole to w grę wchodzi oczywiście tylko whisky Cutty Sark (ciekawe czy płacą Murakamiemu za promocję, nie można sobie chyba wymarzyć lepszej reklamy) pita w małych ilościach oraz jasne piwo, ale tylko pół naraz.

Skomentuj

Bezbarwny Tsukuru Tazki i lata jego pielgrzymstwa Harukiego Murakamiego

Tytułowy Tsukuru Tazaki to, jak już zapewne podejrzewają stali czytelnicy Murakamiego, spokojny kawaler po trzydziestce, u którego pozornie wszystko jest w jak największym porządku. Mężczyzna jest specjalistą w swojej dziedzinie, którą jest budowanie dworców kolejowych. Mieszka sobie spokojnie w Tokio, a jego czas w zupełności wypełniają rutynowe czynności związane z pracą, snem i dbaniem o kondycję. Tsukuru myśli o sobie jako o bezbarwnym, pozbawionym oryginalności i osobowości indywiduum, bardziej na podstawie kontrastu niż faktów. Na całym jego życiu bowiem silnie zaciążyła młodzieńcza, długoletnia przyjaźń z czworgiem rówieśników, z których każdy miał nazwisko kojarzące się z kolorem. Była więc Czarna i Biała, oraz Niebieski i Czerwony. Tylko Tsukuru przy nich taki jakiś odmieniec bezbarwny z nazwiska. Pech chciał, że to właśnie ukochani przyjaciele zranili go w życiu najdotkliwiej. Gdy wszyscy mieli po dwadzieścia lat, zupełnie się od niego odcięli, a wiemy już po lekturze Norwegian Wood jak silnie wpływa na nas wszystko to, co dzieje się właśnie na tym symbolicznym dwudziestoletnim progu dorosłości. Cała fabuła opiera się na powrocie bohatera do czasów młodości, odnalezieniu dawnych znajomych i wyjaśnieniu niezrozumiałych kwestii, które przez szesnaście lat ciążyły mu na sercu.

Komentarz

Urodzeni biegacze Christophera McDougalla

Jeżeli biegasz lub zamierzasz zacząć biegać to z pewnością prędzej czy później przeczytasz tę książkę. Nie żeby to było jakieś skończone arcydzieło (w typie pamiętnika o bieganiu Murakamiego), ale jest o czymś co jest szczególnie bliskie sercu każdego biegacza, nie ważne czy się biega tylko kilka kilometrów w tygodniu, czy też przemierza się kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Nie chodzi wcale o przyjemność z biegania czy podziwianie krajobrazów, ale o dopadające biegaczy nieustanne kontuzje. Urazy, skręcenia i tajemnicze bóle to coś z czym wielbiciele przebieżek zmagają się bardzo często. W moim przypadku czas jaki poświęcam na wyleczenie kolejnych kontuzji jest taki sam jak czas, w którym mogę się cieszyć regularną aktywnością. Kolano biegacza to trzy miesiące z głowy. Każde skręcenie kostki (a przez dwa lata miałam to 3 razy) to co najmniej miesiąc dochodzenia do siebie. W podobnej sytuacji jest wiele osób, o czym świadczą wpisy z forów dla biegaczy, nic więc dziwnego, że książka McDougalla jest taka popularna. W końcu wszyscy ruszamy się dla przyjemności i zdrowia, a podejrzanie często okazuje się, że ani jednego, ani tym bardziej drugiego nie doświadczamy poprzez. Na szczęście amerykański (a jakże!) dziennikarz wie dlaczego. Mówi biegaczom jak jest, jak powinno być, a także jak to osiągnąć. Przynajmniej takie jest założenie.

Skomentuj