Wbrew temu co można by sądzić na podstawie tytułu, nie jest to wcale film o żonie wielkiego dziewiętnastowiecznego krytyka sztuki Johna Ruskina, ale bardziej o nim samym widzianym oczami młodej dziewczyny, która miała pecha być mu poślubioną. Samej Effie jest tu paradoksalnie bardzo niewiele, choć występuje praktycznie w każdej scenie. Podejrzewam, że to za sprawą grającej ją Dakoty Fanning Euphemia jest wycofaną, niezbyt rozgarniętą, wiecznie zdziwioną i w sumie zupełnie nieciekawą kobietką (o twarzy dziesięcioletniego dziecka). Pomimo jednak tej niefortunnej kreacji, warto film obejrzeć, ponieważ na tle ostatnio wyprodukowanych obrazów poświęconych wielkim malarzom i ich sztuce, jest jak powiew świeżego powietrza. Effie Gray zyskuje szczególnie przy porównaniu z zeszłorocznym Turnerem. No i mamy tu wspaniałą Emmę Thompson na osłodę, a do tego weneckie kanały i zapierające dech w piersiach szkockie krajobrazy.
2 komentarze