Pomiń zawartość →

Tag: francuskie komedie

Rozumiemy się bez słów

Rodzina Bélier prowadzi wspaniałe życie godne pozazdroszczenia. Sympatyczni Francuzi mieszkają na urokliwej prowincji, gdzie zajmują się hodowlą krów i wyrabianiem serów, które sprzedają na weekendowym jarmarku. Ich życie jest skromne, ale urokliwe i pełne wrażeń, a fakt, że wszyscy, oprócz nastoletniej córki Pauli (Louane Emera) są głuchoniemi niczego tu nie zmienia. Bélierowie kochają się bardzo, są zżyci i cudowni, a wszelkie niedostatki łatają zgodną współpracą lub poprzez pełne pasji dyskusje. Wielkim zaskoczeniem dla tej rodziny jest odkrycie, że Paula, na której tak bardzo rodzice polegają w załatwianiu ważnych spraw (typu kontakty z klientami, telefony czy opieka nad krowami) wstąpiła do szkolnego chóru i ma zamiar wyfrunąć z ich gniazdka na paryskie przesłuchanie. Ta sytuacja wiąże się z całą masą komicznych, ale i wzruszających zdarzeń, rozgrywających się przy niezbyt subtelnym tle muzycznym piosenek Michele’a Sardou, którego nauczyciel śpiewu Pauli wprost ubóstwia. Jeśli lubicie poczuć klimat typowej francuskiej komedii i jesteście gotowi na mniej typowe podejście do spraw intymnych, a niekoniecznie zależy wam na wielkim aktorstwie, będziecie zachwyceni tym filmem.

Komentarz

Fanka

Udało nam się wczoraj całkiem legalnie i darmowo obejrzeć online przedpremierowo Fankę i spieszę donieść, że jeśli liczycie na lekką i przyjemną francuską komedię, to lepiej odpuście sobie seans. Jeśli jednak chcecie obejrzeć coś innego niż zwykle, intrygującego i bawiącego raczej czarnym humorem, to naprawdę polecam. Jest to dość odjechana historia Muriel (Sandrine Kiberlain), obsesyjnie wręcz zakochanej w pop gwiazdorze Vincencie Lacroix (Laurent Latiffe). Podobizny piosenkarza zdobią każdą ścianę w jej domu, a każdy koncert czy wywiad Vincenta jest przez nią bacznie, najczęściej na żywo, oglądany. Jednym słowem najwierniejsza fanka i to już od 20 lat. Oprócz muzyki, dość przeciętne życie rozwódki pracującej w salonie urody, Muriel ubarwia sobie opowieściami, którymi hojnie raczy nielicznych znajomych. W tych historiach zawsze dzieją się rzeczy mało prawdopodobne, występują osoby zbyt znane, by ktokolwiek mógł Muriel uwierzyć. Wszystko to jednak do czasu.

Skomentuj

Josephine

Josephine to wykwit współczesnej popkultury, przeznaczony dla bardzo konkretnego typu widza, a właściwie widzki, bo to film tak kobiecy jak tylko się da. Jest to produkcja z generacji nowych francuskich komedii (o znacznie mniejszym ładunku gustowności i uroku), który spodoba się fankom Leny Dunham, Kim Kardashian i Seksu w wielkim mieście. Tytułowa Józefina jest nowoczesną, wyzwoloną trzydziestolatką, która rozpacza z powodu nieposiadania jeszcze męża, co jednak nie znaczy, że nie cieszy się wśród panów sporym powodzeniem. Uwagę mężczyzn, nieodmiennie od jej wczesnej młodości, przyciąga pewien fizyczny atut, który ona uznaje za największy feler, czyli wyjątkowo duże w stosunku do reszty ciała pośladki. To wokół tej części ciała, o której ogromnym znaczeniu przekonany musi być każdy kto śledzi karierę medialną pań Kardashian, kręci się z początku cała fabuła, która z czasem osiada nieco na mieliznach dość płytkiego życia wewnętrznego bohaterki, bardzo przypominającej Carrie Bradshaw.

Komentarz

Kolejne francuskie komedie, których nie polecam

Francuskie komedie potrafią naprawdę pozytywnie wpłynąć na samopoczucie widzów, jednak są i takie, które w ogóle nie powinny trafić do kin. Zupełnie pozbawione uroku, za to przebogate w żenujące żarty serwowane przez słabych aktorów. W trosce o osoby, które jeszcze ich nie widziały a szykują się bo nikt ich nie ostrzegł, przedstawiam kolejne trzy francuskie tytuły, o od których lepiej trzymać się z daleka.

Komentarz

Gazele

Wszyscy wielbiciele francuskiego kina mają teraz prawdziwą gratkę za sprawą My French Film Festival – Ogólnoświatowego festiwalu online, który trwa od 16 stycznia aż do 16 lutego. Teraz co wieczór mogę sobie oglądać nowe francuskie filmy, w dobrej jakości, a co najważniejsze legalnie. Żałuję tylko, że dowiedziałam się o festiwalu dopiero teraz, ale mam nadzieję, że uda mi się obejrzeć jeszcze większość pozycji i opisać chociaż kilka najciekawszych. A dzisiaj o Gazelach, czyli intrygującej komedii o tym, jak to będąca w piętnastoletnim związku kobieta postanawia z dnia na dzień rzucić chłopaka i zacząć zupełnie nowe życie jako singielka. Oczywiście pomagają jej w tym bardziej rozrywkowe koleżanki. Normalnie taki Seks w wielkim mieście, na szczęście jednak w nieco bardziej strawnej formie niż wczoraj opisywane Spódnice w górę!. Gazele to naprawdę ciekawe kino kobiece, jeśli lubi się taką dynamikę i lekki chaos.

2 komentarze

Spódnice w górę!

To miała być chyba taka zabawna laurka ze szczyptą feminizmu, którą kobiety zmalowały innym kobietom. Film jakby idealny na Dzień Kobiet, jak wynikało z opisu, a jednak wraz z upływem kolejnych minut można się przekonać, że jest z nim coś bardzo nie tego. Przygotujcie się, drodzy widzowie, na płaskie postaci ulepione ze stereotypów, histeryczne zachowania wynikające z burzy hormonalnej i klika bardzo nieapetycznych menstrualnych akcji i komentarzy. Aż sama nie wiem co myśleć. Czy reżyserka (również grająca w filmie Audrey Dana) tak na poważnie choć komediowo, czy raczej z nienawiści do kobiet jakąś totalną parodię ich zachowań nam prezentuje? To zdecydowanie najdziwniejsza francuska komedia, nawet wśród tych słodko-gorzkich, jaką zdarzyło mi się oglądać.

Komentarz

Samba

Na szczęście, wbrew temu co sugeruje tytuł, nie jest to kolejny film o tańcu, a bardzo sympatyczna francuska komedia romantyczna, czyli to, co lubimy najbardziej. Jak na francuską produkcją komediową to jest raczej mniej śmiesznie, a bardziej wzruszająco i poważnie, choć i tak się zdarzało, że cała sala kinowa wybuchała śmiechem. Myślę, że każdy kto lubi tego rodzaju kino, dołączy Sambę do swojej kolekcji ulubionych pozycji, oglądanych za każdym razem gdy poczujemy się zdołowani i zasmuceni. Jest tak dobrze, dzięki nietypowemu połączeniu aktorów, których byśmy nigdy nie podejrzewali o to, że zagrają parę kochanków. Osobiście uważam obsadzenie w Sambie Charlotte Gainsbourg i Omara Sy, jednych z najjaśniejszych gwiazd francuskiego kina, za przejaw geniuszu. Z każdej ich wspólnej sceny emanuje ciepła, emocjonalna chemia, a widzowie mogę tylko wzdychać i się uśmiechać.

3 komentarze

Za jakie grzechy, dobry Boże?

Skoro liczne portale i gazety tak się o tym filmie rozpisywały, jak także nie mogłam go ominąć. Niepotrzebnie niestety nastawiłam się na nie wiadomo jaki hit. Film był znacznie słabszy od typowej francuskiej komedii, prawdopodobnie dlatego, że zamiast przypominać kolejne urocze i stylowe cacko znad Loary, przypominał raczej długi polski wieczór kabaretowy z gatunku tych, które na okrągło lecą w wakacje w telewizji publicznej (o ile jeszcze dobrze pamiętam telewizję). Niekoniecznie było mi do śmiechu z tych sucharów, zwłaszcza, że żarty wypowiadane są przez postaci będące żywymi stereotypami, bez najmniejszej szansy na jakąkolwiek zmianę. Nikomu tu nie zbywa na autorefleksji, a pomyślny finał ślubnych zmagań należy przypisać raczej przypadkowi niż świadomej woli ludzi, którzy wreszcie postanowili nie być rasistami, ksenofobami czy zwyczajnymi przygłupami.

4 komentarze

Przepis na miłość

Dziś kontynuujemy temat bardzo dziewczyńskiego kina na pochmurne wieczory. Poza dramatami kostiumowymi, najlepsze są w tym gatunku zdecydowanie francuskie komedie, a wśród nich najbardziej przytulaśna, czyli Przepis na miłość (przy okazji coś do kącika gastronomicznego). Wątpię by prawdziwi wielbiciele francuskich komedii nie widzieli już tego filmu, ale może jeszcze uda się kogoś zachęcić. W końcu, co może być lepszego na tę paskudną pogodę niż ciepły film o ekscentrykach mówiących zmysłowym francuskim i zajadających się wykwintnymi czekoladkami?

3 komentarze

Dziewięć miesięcy później

Właśnie dlatego tak bardzo lubię francuskie komedie! Są dziwne, sympatyczne, zakręcone, a czasem, jak w tym przypadku, zupełnie szalone. Dziewięć miesięcy później to półtora godziny doskonałej zabawy, choć trudno to nazwać rozrywką na poziomie. Na szczęście jest to skromna produkcja (przez większość czasu widzimy tylko dwójkę aktorów), nie mająca większych ambicji poza zmuszeniem nas do uśmiechu. Ten film naprawdę wspaniale odstresowuje i to nawet takich ponuraków jak ja, co to nie mają ostatnio raczej powodów do radości.

Komentarz