Komedia romantyczna opowiadająca głównie o tym jak młoda wdowa opłakuje śmierć tragicznie zmarłego męża. Niewiele jest tu do śmiechu i to nawet jeśli zasiądziemy do seansu z naprawdę dobrymi intencjami. Ten film nudzi i irytuje zamiast bawić, a wszystkie pokazane tu emocje sprawiają wrażenie sztucznych i wymuszonych. Widać, że komuś bardzo zależało na byciu oryginalnym i na błyśnięciu inteligentnym humorem, ale niestety, efekt jest zwyczajnie niestrawny. Nie pomógł nawet aktualny temat, czyli przedwczesna śmierć genialnego młodego muzyka pogrążonego w depresji. Jak już musiał powstać film o straconym i ciągle powiększającym się pokoleniu desperatów, to nie trzeba było robić z niego komedii romantycznej, bo to niestosowne.
2 komentarzeTag: Dianna Agron
Napisanie o Glee kosztuje mnie najwięcej siły woli i samozaparcia ze wszystkiego, co wystukałam w ciągu ostatniego roku. Trudność wyrażenia sądu o tej produkcji wynika z tego, że z jednej strony jest to bardzo irytująca, plastikowa, kiczowata papka, a z drugiej strony jednak jest to serial ze szlachetną misją szerzenia tolerancji i szeroko pojętej miłości bliźniego (szczególnie jeśli jest gejem lub przedstawicielem jakiejkolwiek innej mniejszości). Zaczęło się od tego, że już w wakacje postanowiłam oglądać Glee by móc o nim napisać na blogu. Z kilku odcinków zrobiło się kilka sezonów i nim się zorientowałam, codzienne poobiedne seanse tego amerykańskiego plastiku stały się czymś w rodzaju rodzinnego rytuału. Moi drodzy, dałam radę i obejrzałam wszystko, choć przyznam, że nie było to łatwe (a z drugiej strony aż za łatwe, przez co bardzo źle o sobie teraz myślę).
3 komentarze