Pomiń zawartość →

Piękna i Bestia

Doczekaliśmy się! Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz aż tak się emocjonowałam wyjściem do kina. A zaraz, pamiętam. Było to jakieś dwadzieścia lat temu, kiedy w podstawówce wyszliśmy z całą klasą i panią wychowawczynią na seans animowanej Pięknej i Bestii do kina. Cóż to były za emocje! Od razu zakochałam się w tym magicznym świecie podzielonym na przytulne prowincjonalne miasteczko i zimowy las z zamkiem Bestii w środku. Dzięki tegorocznej produkcji wróciły wszystkie te wspomnienia, co oznacza, że zarówno Bill Condon, jak i specjaliści od efektów specjalnych, charakteryzacji i kostiumów, a przede wszystkim osoby odpowiedzialne za ścieżkę dźwiękową, naprawdę wykonali kawał porządnej roboty. Wzbraniałabym się tylko przed stwierdzeniem, że jest to film dla dzieci. Powiedzmy sobie szczerze, że największą kasę zarobi się w tym przypadku na nostalgii trzydziestolatków, którzy w pierwszej kolejności pomaszerują do kin, zabierając ze sobą może dla niepoznaki jakieś maluchy. Na wczorajszym seansie nie było zresztą na sali ani jednego dziecka, za to cała armia ludzi w moim mniej więcej wieku, którzy mimo niesprzyjającej pogody i późnej pory, zdecydowali się na jedyny tego dnia pokaz bez polskiego dubbingu. Oczywiście, tylko taką wersję polecam (bo kto z własnej woli pozbawi się przyjemności słuchania miękkiego głosy Emmy Thompson?).

Wszystko gra i buczy

Choć nieraz, patrząc na te magiczne obrazki, będące wiernym odpowiednikiem wersji animowanej, rozpłynęłam się z zachwytu, zacznę od tego, co mi się w filmie nie podobało. A nie podobała mi się Emma Watson w roli Belli. Znienawidzicie mnie teraz zapewne, ale uważam, że gdyby nie ona, byłoby po prostu idealnie. To prawda, że mogło być gorzej. Mogła w tę kultową postać wcielić się jedna z blond gwiazdeczek młodego pokolenia, której czoło nigdy nie skalała głębsza myśl, ale to, że Emma Watson wygląda i kojarzy się inteligentnie, nie znaczy, że dobrze gra. Bella w jej wykonaniu jest sztuczna i wiecznie spięta, marszczy się w skupieniu i nie ma krzty uroku kreskówkowego odpowiednika. Nie jestem ślepa, wiedzę, że to piękna istota w jeszcze piękniejszych kreacjach (na podziwianie jednego i drugiego jestem programowana przez Disneya od wczesnego dzieciństwa), ale szczególnego uroku to ona nie ma, nie mówiąc już o chemii między nią a Bestią. Watson gra tak, jakby nigdy nie wyszła z roli Hermiony i jakby cały czas się martwiła, że oceny na jej świadectwie z czarodziejstwa nie będą dość dobre. Czy to możliwe, że tylko ja to tak odbieram? Innym jej marszczenie się nie przeszkadza?

O Bestii nie mogę za wiele powiedzieć, bo to w końcu nie sam Dan Stevens, a specjalne zabiegi techników odgrywają te wszystkie urocze grymasy. Jednak zobaczyć Bestię w filmie, w dodatku śpiewającą o delikatności pierwszych zauroczeń, jest dużym przeżyciem dla mojego dziewczyńskiego serducha. Przy okazji rozwiązałam zagadkę nieodpartego uroku Toma Hardy’ego, którym wszyscy się zachwycamy. Zwyczajnie jesteśmy przyzwyczajeni od dzieciństwa do kojarzenia gburowatych pomruków z czymś ekscytująco romantycznym:). Brytyjskie aktor korzysta na naszej podświadomej fascynacji postacią Bestii z baśni.

Czego jak czego, ale tego, że w ocenie Gastona nie będę odosobniona mogę być pewna. Luke Evans i jego korpulentny pomocnik, czyli Josh Gad w roli Le Fou, kradną całe show. Scena w karczmie bawi do łez, a między czarnymi charakterami jest taka chemia, że Bella i Bestia mogliby im pozazdrościć. Patrzenie na Evansa w roli narcystycznego samochwały Gastona to uczta dla oczu, każdy grymas mu się udał, każda nuta wyszła czysto, normalnie kupiłabym ich płytę, gdyby Gaston&LeFou coś wydali.

Wspaniale wypadli także aktorzy drugoplanowi, którym należy się ogromne uznanie za granie praktycznie samym głosem. Ewan McGregor w roli Płomyka zagrał najlepiej od czasów Trainspotting, Emma Watson i jej filiżnakowy synek wzruszają bardziej niż zastawa z animowanej wersji, a Stanley Tucci po roli maestra Cadenzy nie powinien już przyjmować innych ról niż w biografiach wielkich muzyków. Co tu dużo mówić, aktorski parnas, co z tego, że w baśni Disneya. Ta baśń będzie miała na kulturę popularną większy wpływ niż niejeden oscarowy dramat.

Feminizm i tolerancja

Przy okazji kręcenia Pięknej i Bestii Emma Watson wyrosła na światowy autorytet w sprawie feminizmu. Zamiast tłumaczyć w wywiadach dlaczego grając Bellę posługuje się jedną spiętą miną zapożyczoną od Kristen Stewart (może im obu reżyser tak kazał?), opowiada o przesłaniu płynącym z filmu, czyli o równouprawnieniu kobiet. Ale czy ta baśń naprawdę robi tyle dobrego w sprawie feminizmu? No raczej niekoniecznie. Oczywiście, główne przesłanie pozostaje tak samo aktualne jak przed laty (i zawsze), bo przecież rzeczywiście najważniejsze jest niewidoczne dla oczu i lepiej patrzeć w serce niż na piękną twarz. Cenne jest też to, co tak mi się podobało jako małemu molowi książkowego, czyli pęd do wiedzy głównej bohaterki. Nasza feministka i intelektualistka chce więcej niż to, co oferuje miasteczko. Nie widzi jej się rola grzecznej żonki Gastona i matki jego dzieci, co jej się chwali, jednak na tym koniec pozytywów. Od dwudziestu lat próbuję rozwikłać zagadkę tego, że niby pozory się nie liczą i Bestię też można pokochać, ale czy wyglądałoby to tak samo, gdyby potwór i gbur nie był jednocześnie księciem, dziedzicem wielkiej fortuny i panem na potężnych włościach. Co to za przykład dla dziewcząt, pokazujący, że jak ich księciunio ma wielki domu i ogromną fortunę, to można mu wybaczyć niedostatki w kulturze osobistej i niezdolność do panowania nad agresją? Niezbyt to wychowawcze. Celowo przesadzam, ale myślę, że warto by każdy sam się nad tym zastanowił. No i zarówno starsza, jak i nowsza wersja nie tłumaczą tego, że pragnąca wyrwać się do wielkiego świata i jego przygód Bella, dziewczyna o szerokich horyzontach, stojąca dopiero u progu dorosłości, tak szybko oddaje wolność w ręce księciunia.

Choć pewnie na to czekacie, wątków homoseksualnych nie będę się czepiać. Nie uważam, że to film dla dzieci, dlatego też nie przeszkadzał mi nawet widok brzuszka Le Fou z widocznymi śladami ugryzień Gastona. Jak ktoś nie ma poczucia humoru, niech lepiej nie idzie do kina. Całą resztę zachęcam, bo oprócz żartów delikatnie sprośnych, są też te urocze, w wykonaniu sprzętów domowych i zastawy stołowej. Teraz pozostaje mi tylko wspominanie miłych film przy najpiękniejszej ever ścieżce dźwiękowej z filmu.

Opublikowano w Filmy

4 komentarze

  1. jagoda jagoda

    Wybierając się na film byłam już po Twojej recenzji i muszę przyznać, że miała ona wpływ na mój odbiór Emmy Watson w roli Pięknej- może gdybym się nie zasugerowała, że zaprezentuje się jednominowo to bym miała inne wrażenia, ale niestety!:D Emma już zawsze będzie Hermioną, teraz tylko na innym zamku… Lubię ją- jest miła i ładna! Faktycznie jednak nie ma (jeszcze?) narzędzi aktorskich tj. mimiki, gestów, intonacji i co tam jeszcze diabeł jeden wie… Wybaczam jej, bo film jest piękny, uwielbiam wszystkie śpiewy, tańce, kolory, przepiękne animacje. Cudowna ekranizacja pięknej baśni- nie mogę się doczekać aż moje córcie dorosną troszkę by ją razem obejrzeć. Oczarował mnie Gaston i Le fou, wszystkie postaci z zamku a w szczególności Evan Mcgregor- mój przyszły, drugi mąż;)
    Zgadzam się z Twoimi przemyśleniami o miłości do Bestii z furą i komórą… Belle pragnęła innego życia niż mała i zaściankowa wieś, jej serce pragnęło przygód… A tutaj co? Trafiła na zamek, dostała bibliotekę, flirtowała z Bestią i tyle- Czy to faktycznie jest spełnienie marzeń o przygodach, życiem przez duże Ż? Co ją tam czeka dalej? Mąż i zamek. kropka. No tak- tolerancja jej miłości do książek- wow!
    O ileż ciekawsza jest Alicja z Krainy Czarów, która po magicznej przygodzie dopiero mogłaby spocząć na laurach, a ona co? mało jej i mało, na statek, ku przygodzie, ku nowym lądom i wyzwaniom. To jest wzór. Piękna wypada raczej słabo. Chociaż też nie odmawiam jej szlachetnego i dobrego serca:) Ta bajka jest poprostu niedopracowana;)

  2. Ola Ola

    Dziękuję za obszerną opinię :)
    Mimo kilku wad i tak uważam, że warto obejrzeć ten film. Bella to nie tylko ważna postać dla dzisiejszych młodych kobiet, ale też jedna z niewielu księżniczek Disneya, która jest inteligentna i ma większe ambicje niż zamążpójście. A że te ambicje kończą się nie tak, jakbyśmy się spodziewali, to zupełnie inna sprawa. Może powstanie druga część, w której Bella i jej mąż podróżują po całym świecie i mają niesamowite przygody.

  3. thinky thinky

    Dla mnie było trochę za dużo musicalu… Wiem, że filmy Disneya to też piosenki i zwykle to jest ok, ale tu jakoś za dużo tego było. A może po prostu kwestia odbioru, niestety byłam na wersji z dubbingiem i tekstów w piosenkach nie dało się zrozumieć (jak zawsze polscy dźwiękowcy mają problem).

    • Ola Ola

      Oj, więc to nie tylko ja nie rozumiem polskich aktorów dubbingujących :) Mnie się piosenki bardzo podobały, bo znałam je wszystkie z dzieciństwa, więc to zapewne kwestia nostalgii. Nie było łatwo dostać się na wersję oryginalną (nieliczne i o późnej godzinie), ale się udało.
      Polecam obejrzenie filmu jeszcze raz i podśpiewywanie po angielsku w trakcie. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *