Pomiń zawartość →

Marie Kondo, Magia sprzątania

Dziś nie o sztuce ani rozrywce, ale o czymś bardziej praktycznym z działu poradnikowego. Magia sprzątania to książka dla osób mających (tak jak zamożni Japończycy tu wspominani) typowe problemy pierwszego świata, związane na przykład z nieodpowiednią aurą salonu, czy nadmiarem rzeczy w sypialni (pojawia się też ważna kwestia szacunku do skarpet i ich odpoczynku). Jeśli na waszej podłodze nie ma wolnego miejsca, a w każdym kącie piętrzą się szpargały, jeśli wysypują wam się garnki i patelnie z kredensu, a regały na książki uginają pod ciężarem celulozy, ten poradnik jest właśnie dla was. Niestety rozczarują się ci, którzy potraktują tytuł poważnie. Nie jest to rzecz o samym sprzątaniu, a raczej o odgruzowywaniu domu, pozbywaniu się gór zbędnych rzeczy. Niestety (ku memu wielkiemu rozczarowaniu) Marie Kondo nie poświęca ani chwili na omówienie tak ważkich kwestii jak odkurzanie, technika mycia okien, pozbywanie się psiej sierści z ubrań, czy szorowanie toalety (sama muszę sobie chyba taki poradnik napisać). Za to o wyrzucaniu i układaniu jest aż za dużo i niestety ciągle to samo. Jako zapalona minimalistka, w pierwszym odruchu od razu po przeczytaniu chciałam sprzedać magię sprzątania, ale po chwili zastanowienia postanowiłam ją umieścić na mojej japońskiej półce z książkami (w zacnym sąsiedztwie Sztuki prostoty). Warto ją zachować, bo to kolejny ciekawy opis przypadku japońskiego świra pedanterii i wsobności.

Najlepszy cytat: „Niepokazywanie swoich śmieci innym jest przejawem troski o ich komfort psychiczny”. Taka to książka!

Kim jest autorka?

Jeśli jeszcze nie słyszeliście o Marie Kondo (a to mało prawdopodobne) to spieszę donieść, że jest japońskim guru sprzątania, taką azjatycką wersją Perfekcyjnej Pani Domu. Z wywiadów i książki wyłania się jej bardzo ciekawy portret. Jak dla mnie jest osobą ekscentryczną i fascynującą, ale też trochę godną współczucia i chyba potrzebującą pomocy specjalisty. Mała Marie porządkami domowymi zainteresowała się już mając 5 lat, kiedy to zaczęła się zagłębiać w lekturze czasopism dla gospodyń domowych swojej mamy. Jako średnie dziecko zajętych rodziców, nasza porządnisia starała się być jak najbardziej pożyteczna i samowystarczalna (każda mama chciałaby mieć takie dziecko). Gdy poszła do szkoły, porządkowanie stało się jej oficjalną funkcją w klasie i bardzo się z tego cieszyła. Gdy inne maluchy broiły na przerwach, ona układała i organizowała klasowe regały i schowki. Lata nastoletnie tylko nasiliły te skłonności. Marie Kondo przyznaje bez żalu (co mnie zadziwia), że spędziła czasy szkolne na sprzątaniu nie tylko klasy czy własnego pokoju, ale też pomieszczeń należących do pozostałych członków rodziny. Jej mania sprzątania kazała jej nawet wyrzucać rzeczy rodzeństwa i rodziców, które jej zdaniem zagracały wspólną szafę. Nikogo chyba specjalnie nie zdziwiło, że Marie założyła firmę sprzątającą w wieku 19 lat. Teraz urocza Japonka ma bardzo dochodowy biznes polegający na indywidualnym doradztwie i konsultacjach w domach klientów, którzy nie radzą sobie z nadmiarem rzeczy i ich estetyczną oraz praktyczną organizacją. Okazjonalnie organizuje też szkolenia i wygłasza wykłady. Pełno jej też w internecie. Krótkie filmiki, na których składa gacie i skarpety są szalenie popularne i w sumie nie ma co się dziwić. To tak dziwne, że aż urocze.

Metoda KonMari

Jak dla mnie to trochę nawiedzone, ale podejrzewam, że bardziej ,,otwartym” i uduchowionym paniom bardzo się spodoba (jakoś nie wyobrażam sobie by panowie byli w stanie zastosować porady Marie Kondo). W skrócie metoda KonMarie polega na pozbyciu się wszystkiego, co nie wzbudza w nas iskry radości (ekstatycznych fajerwerków szczęścia). Należy zacząć od ubrań, potem są książki i inne papiery, zdjęcia, kosmetyki oraz drobiazgi zwane komono. Trochę to kłopotliwe, bo guru sprzątania radzi położyć wszystko na podłodze i brać pojedynczo do ręki. W tym czasie należy skonfrontować się z własnymi uczuciami odnośnie konkretnego przedmiotu. Jeśli na przykład czujemy szczęście trzymając różową bluzkę, to odkładamy ją na kupkę do pozostawienia, po czym artystycznie składamy i ustawiamy pionowo na regale. Jeśli bluzka nie wzbudza w nas euforii, dziękujemy jej serdecznie za pełnioną funkcję i towarzystwo i pozwalamy odejść. I tak z każdym drobiazgiem, aż kliknie w nas coś i zrozumiemy, że mamy odpowiednio mało rzeczy, nad którymi jesteśmy w stanie zapanować.

KonMari to metoda kontrowersyjna. Zadziwiło mnie w niej wiele rzeczy, na przykład zakaz zwijania skarpeci i rajtuzek w kulki, układania rzeczy poziomo na półkach czy twierdzenie, że sprząta się raz, a potem już tylko wystarczy odkładać wszystko na miejsce (A co z kuchnią i toaletą? Co z pucowaniem i odkażaniem? Też tylko raz w życiu?:)). Klaskanie nad książkami i poklepywanie poszczególnych tomów też do mnie nie przemawia, podobnie jak codzienne rozpakowywanie torebki, dziękowanie jej za dźwiganie wielogodzinne szpargałów i odstawianie na specjalne miejsce. W przeciwieństwie do autorki nie uważam, że rzeczom, za które płaci się grube pieniądze (znaczy się niektórzy płacą, ja kupuję w lumpeksie) należy się jakaś szczególna wdzięczność, czy zwracanie się do nich jak do osób. Przez właśnie takie infantylne podejście Marie Kondo raczej nie zastosuję jej systemu, choć staram się też zrozumieć, że są osoby cierpiące na zbieractwo, którym książka o odgracaniu może bardzo pomóc.

Jestem tą lekturą nieco rozczarowana, ale to jak zwykle moja własna wina. Liczyłam chyba na kolejny przełom jakim była dla mnie Sztuka prostoty. Gdy po raz pierwszy kilka lat temu przeczytałam poradnik mieszkającej w Japonii Dominique Loreau w moim życiu nastąpiła prawdziwa minimalistyczna rewolucja trwająca do dzisiaj. Niestety Marie Kondo nie ma tego czegoś i raczej trwale nie wpłynie ani na moją rutynę sprzątania, ani na wygląd mojego mieszkania. Może już zwyczajnie nie mam czego redukować i wyrzucać.

Na koniec muszę jeszcze podzielić się z wami obserwacją dotyczącą największego mankamentu Magii sprzątania jakim jest brak fotografii. Jak już coś jest o składaniu, wyglądzie szafy czy estetycznym rozmieszczeniu przyrządów kuchennych, to bez rysunków się nie obędzie. Największą trudność miałam ze zrozumieniem o co chodzi w pionowym składaniu i ustawianiu ubrań w szafie. Samej szafy w stylu japońskim też nie bardzo mogłam sobie wyobrazić, co oczywiście zmieniło się po obejrzeniu kilku filmików w Internecie, ale raczej nie uprzyjemniło lektury.

Opublikowano w Książki Poradniki

11 komentarzy

  1. ola ola

    W ramach eksperymentu, zaraz po przeczytaniu Magii sprzątania, posprzątałam w domu kilka miejsc metodą KonMari. Było to grubo ponad miesiąc temu, a bałagan o dziwo nie powróci,ł jak to zwykle bywa. Tego się nie spodziewałam. KonMari działa. Szuflada z bielizną, kącik, który lubię szumnie nazywać spiżarnią, a nawet kuchenne szafki, nadal wyglądają jak zaraz po generalnych porządkach. Nie było to łatwe i przyjemne, ale było warto. Sekret tej metody kryje się zapewne w tym, że na przykład ładnie złożone gaciory i skarpetki wyglądają zbyt dobrze w szufladzie by psuć ten porządek. Codziennie mnie to zadziwia, gdyż nie przywykłam do tego by metody z poradników naprawdę działały.

    • ola ola

      Miesiące mijają, a porządek nadal się trzyma. Bardzo mnie cieszy to, że KonMari jest coraz popularniejsza. Była nawet w polskiej TV:)

  2. magda magda

    Nie ukrywam, jestem zbieraczem. Mają tak nauczyciele 1-3 – wszystko może się przydać, wszystko można wykorzystać… Trzy dni temu wzięłam do ręki książkę KonMari jestem nią zachwycona. W ciągu jednego dnia z mojej sypialni zniknęło 10 kartonów mieszczących A4, wysokich na 50 cm. Mieszkałam z nimi ponad 15 nieustannie dokładając nowe rzeczy, nowe kartony. Ba, nawet remont pokoju planowałam pod kątem upakowania ich do nowych szaf. Ta książka okazała się totalnym kosmosem. Polecam każdemu zbieraczowi. W prosty sposób wytłumaczy Tobie, że masz nierówno pod sufitem pozwalając na to, by wchłonęły Ciebie przedmioty i przejęły stert w Twoim życiu.

  3. ola ola

    Też uważam, że każdy (nie tylko zbieracz) powinien tę książkę przeczytać. Nawet ja, uważna minimalistka, po lekturze znalazłam wiele kolejnych zbędnych rzeczy w swoim otoczeniu i nadal poluję na następne. Znacznie łatwiej się żyje w przestrzeni odgruzowanej i poukładanej.
    Będąc nauczycielką też gromadziłam tony papieru i rozumiem jak to jest walczyć z tymi stertami teczek, segregatorów i luźnych kartek:) Na szczęście Marie Kondo leczy z takich zachowań:)

  4. Anna Anna

    „Zadziwiło mnie […] twierdzenie, że sprząta się raz, a potem już tylko wystarczy odkładać wszystko na miejsce (A co z kuchnią i toaletą? Co z pucowaniem i odkażaniem? Też tylko raz w życiu?:)). ” Odniosę się do tego fragmentu – metoda KonMari rozgranicza „sprzątanie” od „czyszczenia” (wyraźnie mówi o tym dopiero w drugiej książce, „Tokimeki”). Tak więc, sprzątanie, do dla niej uporządkowanie rzeczy, a czyszczenie, to odkażanie, zamiatanie odkurzanie itp. w języku polskim określamy obie czynności jako sprzątanie, ale np. w języku angielskim mamy na to dwa osobne słowa, tidy i clean. W pierwszej książce również mówi o łazience itp, jeśli je „posprzątamy” łatwiej będzie je „czyścić”. Pozdrawiam, Anna :)

  5. Ola Ola

    Dziękuję za pouczający wpis :)
    Lekturę drugiego tomu mam już za sobą i wszystko jasne. Moje wcześniejsze rozważanie wynikało chyba z ukrytego pragnienia wszystkich ludzi, a raczej z marzenia o tym by posprzątać raz, a potem już zawsze będzie błysk i sterylność. To niestety jednak jest niewykonalne, choć bardzo chętnie przeczytałabym książkę Marie Kondo o tym, jak Japończycy czyszczą (pucują, myją, szorują) swoje mieszkania. Myślę, że to by było bardzo inspirujące.

  6. […] paradoksalnie coraz trudniej. Tymi odpowiednimi dla mnie okazały się Sztuka prostoty, Magia sprzątania (tak, do dzisiaj układam skarpetki w kostkę) i oczywiście Magia olewania, której autorką jest […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *