Drugi tom monumentalnej biografii Franza Kafki to prawdziwe święto dla każdego, kto kocha literaturę. Przez resztę roku możemy się nurzać w kiczu, bylejakości i miernocie rozmaitych czytadeł w poszukiwaniu czegoś mniej więcej na poziomie, ale dzięki takim książkom jak ta, nie tracimy nadziei, że jeszcze nie wszystkie wartości estetyczne upadły. Reiner Stach pokazuje złoty standard biografii, tworząc coś, co już zawsze będzie obecne w historii i teorii literatury. Dzięki niemu można na nowo uwierzyć w jasne rozróżnienia między dobrym, a złym pisaniem, między artystą, a wyrobnikiem, czy między człowiekiem o niezłomnych standardach moralnych, a zwykłym oportunistom. Tym dla mnie jest ten tom. Tym wszystkim jest rysująca się tu postać Kafki.
Pogromca mitów
W kulturze popularnej przywykło się mówić o Franzu Kafce jako o dziwaku i ekscentryku, który sam do końca nie wiedział, czego chce od ludzi, życia i samego siebie. Znany jest jego ambiwalentny stosunek do ojca i ogólnie do więzi rodzinnych, jego męczące niezdecydowanie w relacjach z kobietami, a przede wszystkim jego olbrzymi dylemat związany z wyborem pomiędzy urzędniczą katorgą, a pracą artystyczną. Na wszystko to spojrzymy inaczej po lekturze biografii Stacha. Autor zajmuje się w tym tomie latami dojrzałości pisarza, który nie jest już najmłodszy, ale wszystko jeszcze przed nim. Prowadzi niby ustatkowany żywot, mieszkając z rodzicami jako samotny kawaler i pracując w Zakładzie Ubezpieczeń Robotników od Wypadków przy Pracy. Wszystko jest jednak jeszcze płynne, jeszcze może się zmienić. Przyglądając się pisarzowi z tak bliska, jak to tylko możliwe poprzez dystans ponad stu lat, towarzyszymy mu w rozmyślaniach nad dalszym przebiegiem jego życiowej drogi. Są to ciężkie wybory, których nie podejmuje i plany, których nie realizuje. A do tego morze listów do Felicji Bauer, najbliższego świadka rodzącego się geniuszu.
Jeśli chodzi o mity, to Stach po kolei wszystkie obala. Najmocniejsze wrażenie zrobiła na mnie konfrontacja wyobrażonego ciemiężonego artysty, który wydrążony pracą w ubezpieczalni, nie ma już sił i czasu na sztukę, z faktami, jakie przytacza Stach. Katorga urzędniczej pracy to nic innego jak sześć godzin dziennie w biurze, w którym Kafka był szanowanym i szybko awansującym pracownikiem, i w której w dodatku jego pisarski talent bardzo się przydawał: ,,Przygotowywane przez niego publikacje były wręcz perłami wśród urzędniczych obwieszczeń, nikt też nie mógł niczego zarzucić pismom urzędowym, które wychodziły spod jego ręki”. Pensję otrzymywał taką, że sam pisał, iż to dla niego samego za dużo. Do tego urlopy i okazyjnie przyznawane dni wolne, z których ochoczo korzystał.
Jeśli zaś idzie o konflikty rodzinne, czy też niemożność bycia w stałym związku z jedną kobietą, to dziś zachowanie Kafki nikogo by nie dziwiło. Nie dość, że artysta wywodził się z konserwatywnej żydowskiej rodziny, to jeszcze żył w czasach, gdy model udanego życia mężczyzny był tylko jeden, ten obejmujący wysokie zarobki, społeczny prestiż, dobre małżeństwo i liczne potomstwo. Wszystko, co poza tym schematem, było śmieszne i żałosne dla nestora rodu, dla samego Kafki zresztą trochę też. Z listów bije aż beznadzieja walki z samym sobą i światem o takie życie, w którym będzie mógł istnieć tylko dla sztuki.
Dziwna miłość
Felicja Bauer, wieloletnia ukochana Kafki, to w głównej mierze wytwór jego wyobrażeń i potrzeb, warunkujących udane pisarstwo. Tak się złożyło, że ich pierwsze spotkanie zbiegło się w czasie z momentem wybuchu u artysty największych sił twórczych. W wymienianej czasem wielokrotnie w ciągu dnia korespondencji, pisarz buduje relację z kobietą, jaką chciałby by Felicja była, nieświadom zupełnie ich odmiennych planów i poglądów na życie rodzinne. Ten romans, podczas którego zakochani widzą się osobiście tylko kilka razy, to tak naprawdę piękny i dziwny kawał literatury. Oczywiście nie brak tu smaczków i aromatów, bo w tym też się Stach specjalizuje. Oprócz wzniosłości uczuć, są też uwagi na temat brzydkiego uzębienia Felicji (złote i porcelanowe plomby) i tego, że nie pociągała go fizycznie, dlatego nalegał na związek bez seksu.
Czytając tę biografię, ciągle myślałam o tym, jak nie tylko w swojej genialnej twórczości, ale i w dążeniach osobistych, Franz Kafka przerastał swoją epokę. Czy to naprawdę tak źle, że chciał zarabiać na życie tylko pisaniem, skoro to kochał? Czy słuszne było jego potępienie ze strony rodziny zarówno Kafków, jak i Bauerów, gdyż nie chciał wybrać między pracą, małżeństwem, a sztuką? Wszak dziś te sprawy uchodzą za oczywistość.
To, co zostaje w pamięci
Do tego pięknego opasłego tomu będę wracać jeszcze wiele razy. Najwyraźniej zapamiętam jego różnorodność, czyli to, że z jednej strony jest to kronika jednego życia, a z drugiej szerokie spojrzenie na dzieje epoki z początku XX wieku. Panorama praskiego świata kulturalnego, zapiski z teatralnych i literackich fascynacji ówczesnych intelektualistów, historia pierwszej wojny światowej. Od tej mozaiki aż kręci się w głowie. Do tego wszystko opiane w takie sposób, że nawet zupełnie nieprzygotowany czytelnik (taki jak ja) zrozumie.
W pamięci zawsze też będę miała te wszystkie drobne informacje na temat życia cielesnego, czy wręcz biologicznego Kafki. Wiem już co jadał na śniadanie, jak się gimnastykował, jak wyglądał jego morderczy harmonogram zajęć, że miał problemy trawienne i kompleks nadmiernej chudości. No i te wszystkie ciekawostki na temat uzdrowisk, w których zażywano nie tylko nagich kąpieli powietrznych, ale i innych wątpliwych uciech cielesnych. Szokujące dla mnie było, że cały przemysł wellness & spa już wtedy istniał, a Kafka był na bieżąco z wszelkimi nowinkami.
Oczywiście, nie mogę też nie wspomnieć o wnikliwej analizie dzieł wielkiego pisarza. Historycy literatury i wszyscy pasjonaci zapewne są bardzo wdzięczni za tak szczegółowe informacje na temat narodzin Ameryki, Zaginionego czy Procesu. Ja jestem.
Komentarze