Pomiń zawartość →

Ex Machina

Sztuczna inteligencja przeżywa w kinie swój renesans, a Ex Machina Garlanda jest chyba najbardziej atrakcyjnym filmem z tego nurtu jakie ostatnio udało mi się obejrzeć. Na pewno Alicia Vikander, posiadaczka najbardziej uroczej i niewinnej buzi w showbiznesie, stała się najpiękniejszą twarzą nowoczesnych technologii. Pomyślcie tylko jaki byłby hit z Her gdyby do głosu Scarlett dodano taką twarz. Poza rewelacyjnym castingiem, wielką zaletą Ex Machina jest także jego kameralny klimat i wielka powściągliwość w wypowiadanych przez postaci słowach. Każdy drobiazg ma tu swoją wagę i znaczenia, liczy się każde drgnienie mięśni, a widza wyjątkowo nie traktuje się jak idioty. Takie filmy lubię najbardziej, no może oprócz dramatów historycznych, które jednak mimo wielu zalet nie pobudzają wyobraźni i szarych komórek do wzrostu jak porządne sci-fi.

Bóg z maszyny, bóg maszyny

Historia zaczyna się od młodego pracownika największej na świecie firmy internetowej, szeregowego programisty Caleba Smitha (Domhnall Gleeson), który nieoczekiwanie wygrywa firmową loterię i otrzymuje coś, o czym marzą wszyscy jego współpracownicy. Chłopak może spędzić pięć dni w posiadłości swojego szefa, a właściwie szefa wszystkich szefów, Nathana (Oscar Isaac). Jest to prawdziwy rarytas, ponieważ mało kto dostępuje zaszczytu oglądania geniusza na żywo, czy zamienienia z nim kilku słów. Nathan mieszka na totalnym (i totalnie pięknym) odludziu, w domu przypominającym bunkier wydrążony w skale. Tutaj w samotności zajmuje się kolejnym wielkim projektem, o którym nikt jeszcze nie wie, a Caleb zaraz się dowie. Początkowo chłopak jest zwyczajnie onieśmielony i speszony, ale gdy Nathan przedstawia mu Avę, to jest wręcz zszokowany. Ava (Alicia Vikander) to android, który jako pierwszy dysponuje sztuczną, nie do odróżnienia od ludzkiej, inteligencją. Choć ma ciało robota, to jednak jej stwórca, dał jej dziewczęcą twarz i całą wiedzę, jaką zdobył za pośrednictwem należącej do niego przeglądarki internetowej. Szybko okazuje się, że młody programista nie jest dla niego tylko przypadkowym, losowo wybranym gościem, ale ważną częścią kluczowego dla ludzkości eksperymentu. Caleb ma przeprowadzić na Avie coś w rodzaju testu Turinga, czyli badania mogącego wykazać, czy podmiot z którym rozmawia dysponuje inteligencją i świadomością, którą wyróżniali się do tej pory tylko ludzie. Jednym słowem chodzi o to, czy maszyna, którą stworzył Nathan ma duszę. To jak się ten eksperyment zakończy jest naprawdę zaskakujące.

Demoniczny geniusz

Ex Machina jest bardzo złożonym filmem, odwołującym się do licznych motywów kulturowych. Centrum niezwykłego filmowego trio stanowi zdecydowanie Nathan, który ma najsilniejszą osobowość i demoniczną inteligencję, z której potrafi robić użytek. W pewnym momencie Caleb sam mówi, że Nathan napisał kod swej popularnej wyszukiwarki, gdy miał zaledwie 13 lat i że jest prawdziwym Mozartem informatyki. Jakie szanse z kimś takim człowiekiem, który w dodatku już dawno wyzbył się wszelkich skrupułów moralnych, ma jeden zahukany chłopak i sztucznie inteligentna Ava. A no okazuje się, że całkiem spore, nie poddają się dzieciaki manipulacją bez walki, cały czas próbując coś ugrać dla siebie w tym klaustrofobicznym wiezieniu, nad którym niepodzielnie panuje diaboliczny brodacz.

Podoba mi się dwoistość postaci Nathana, to że z jednej strony jest napędzanym ambicją ale zwykłym człowiekiem, a z drugiej odwołuje się do greckich bogów kontrolujących życie swoich stworzeń, a już co najmniej do tytana Prometeusza lub artysty Pigmaliona.

Oczywiście najciekawsze jest to co dotyczy samej Avy, ale sceny bez niej, choć mniej widowiskowe, są chyba ważniejsze. Caleb w rozmowach ze swym chwilowym mentorem, ma szansę zajrzeć w przyszłość ludzkości, w to co już teraz chodzi po domu w górach, a do reszty świata zawita już niebawem. Ma to naprawdę wieszczy wydźwięk.

Koniecznie muszę też napisać, że nie byłoby tego efektu, gdyby nie grający Nathana Isaac. Aktor, którego nie darzę wielką sympatią, ponieważ ma moim zdaniem w sonie coś śliskiego, brudnego i podstępnego, znakomicie sprawdza się w roli Prometeusza-Mefista. Budzi niepokój od pierwszej sceny i tak chyba właśnie miało być.Alicia Vikander

Nowa Audrey Hepburn

Jeśli jednak chodzi o przyjemne doznania wzrokowe i słuchowe to zdecydowanie ten film należy do pięknej Alicii Vikander. Od początku domyślamy się, że chodzi jej o uwiedzenie swego rozmówcy, a chyba nikt by tego lepiej nie pokazał jak ta aktorka, która wydaje się wcieleniem niewinnej zalotności. Jej twarz i ciało są jakby anatomicznie niezdolne do przesady czy wulgarności, a zmysłowy opanowany głos uwiarygadnia jej laboratoryjny rodowód. Słabiej trochę wypada Gleeson, ale też jego rola jest taka, że ma być chłopak spięty i skonfundowany na widok tego co widzi. No i jest spięty jak trzeba, ale ładnie też oddaje speszenie awansami ponętnej robotki.

A teraz jeszcze o tym, co mi się najbardziej w tym filmie podoba. Oczywiście to, że jest taki kameralny, praktycznie trzyosobowy, że dom i krajobrazy wspaniałe, a sam pomysł na intrygę genialny, to nic przy pozafilmowym kontekście. Najbardziej podoba mi się to, że para głównych aktorów, czyli Vikander i Gleeson, grała razem w ostatniej Annie Kareninie i teraz gdy oglądam fotki Kitty i Lewina, to jest bardzo dziwne, bo to trochę tak, jakby rudzielec miał dziecko z robotką. Jeśli jeszcze jakimś cudem nie widzieliście Anny Kareniny, to polecam najpierw obejrzeć Ex Machina, a potem ekranizację Tołstoja potraktować jako dokończenie tej historii. Nie wiem jak innych, ale mnie to bawi.

Alicia Vikander i Domhnall Gleeson w "Annie Kareninie"
Alicia Vikander i Domhnall Gleeson w „Annie Kareninie”

Opublikowano w Filmy

6 komentarzy

  1. Odniosłem inne wrażenie. Temat potraktowany po łebkach. Widza potraktowano jak upośledzoną małpę, która nie jest w stanie zrozumieć złożoności. Im dalej w las tym gorzej, pomijam pochrapujących ludzi na seansie, ale w tym filmie jest zaledwie cień interesującej koncepcji. Co do gry trudno coś więcej powiedzieć, postawiono na minimalizm wizualny czy akcji. Coraz częściej maskuje się minimalizmem braki w formie, a częściej w treści.
    Trudno mi uwierzyć, że twórca scenariuszy 28 dni później, W stronę słońca czy Dredd, zrobił coś tak błahego, pretensjonalnego jak na na świeżego absolwenta szkoły filmowej przystało.
    Estetyka filmu przemówiłaby do mnie, gdyby za nią kryła się treść a nie scenariusz na odcinek The Twilight Zone.
    Swoją drogą zabawne jest to, że pomimo tak uproszczonej formy i tak nie uniknięto błędów logicznych i w fabule i w efektach.
    Jeżeli miałbym wskazać na interesujący film o AI z ostatnich lat, wspomniałbym o Automata.

    • Grzesiek Grzesiek

      Tu zdecydowanie muszę się zgodzić, film totalnie nie doceniony, a naprawdę dobry. Poza jedną małą uwagą: Nie da się patrzeć na kobietę Antonio B.

    • m m

      Widz to upośledzona małpa, jeśli woli 28 dni później, z całą banalnością i taniością scenariusza, w sumie scenariusza kierowanego przecież do dzieci.

      Ilość naparzania to nie jest „treść” i więcej naparzania za estetyką to nie jest więcej treści. W Ex Machina treści jest oczywiście wielokrotnie więcej niż w 28 dni później i Dredd razem wziętych. Jest relacja między mężczyznami, są relacje między mężczyznami i kobietami. Na samej płaszczyźnie emo już jest zestawienie banalnych, bo od wieków rozważanych postaw, ale zestawienie nowe, bo z rozwinięciem nietypowym dzięki tematowi SI.
      Na płaszczyźnie informatycznej mamy problem możliwości ustalenia, czy SI jest silna czy słaba, problem władzy nad SI, możliwości jej zatrzymania, ograniczenia, problem jej praw i emocji.

      Prosiłbym zatem inny argument niż ziewanie upośledzonej małpy, która woli naparzanie zombie. Jest dużo filmów o naparzaniu i o zombie, upośledzona małpa zaklaska. I zaklaszcze.

      Gdy się stwierdza obecność błędów logicznych, można jakiś wymienić. Póki co wymieniasz 0. Tego oczekiwałbym od małpy, szczerze mówiąc.

      • Małpa ma lepsze zajęcia niż tłumaczyć pospólstwu głupi film. Idź, skończ np. kierunek filmu współczesnego i wróć. Wtedy, może, będziesz w stanie ze mną porozmawiać. Jeżeli nie to EOT.

  2. Grzesiek Grzesiek

    w sumie napaliłem się na ten film, jak szczerbaty na suchary, dziś chyba pobiegnę do kina …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *