Pomiń zawartość →

Dunkierka

Od pierwszych scen widać, że to film Nolana. Jest groza, surowa, szara paleta barw, głębia i absolutna powaga nawet w młodych, niedoświadczonych żołnierzach. Wszelkie zarzuty o to, że praktycznie nie ma tu dialogów, postaci są tylko typami bohaterów wielkiej ewakuacji, a całość jakaś taka wizualnie mało epicka, giną przy tym, czym faktycznie była Dunkierka i co udało się Nolanowi doskonale uchwycić. Jakich słów wymagać by mogło wydarzenie, które od dziesiątków lat jest komentowane przez historyków i polityków? Jakich kwiecistych dialogów między czekającymi na śmierć żołnierzami możemy się jeszcze spodziewać po Cienkiej czerwonej linii czy po Szeregowcu Ryanie? Jak przedstawić pojedyncze, zindywidualizowane jednostki, wyłowione z morza czterystu tysięcy alianckich żołnierzy zgromadzonych na plaży i czekających na ratunek? Tego już nie da się zrobić. Zamiast tego otrzymujemy jedyne w swoim rodzaju widowisko, będące oryginalnym spojrzeniem na wydarzenia z początków II wojny.

Z powietrza, z lądu i z wody

Opowieść Nolana ma trzy nieoczywiste perspektywy czasowe. Obserwujemy co się dzieje z żołnierzami podczas tygodnia spędzonego na plaży, z której próbują dostać się na statki, które z kolei mogłyby ich zabrać do domu. Drugą perspektywą czasową jest dzień niejakiego pana Dawsona (Mark Rylance), który swoją łodzią wycieczkową chce dopłynąć do plaż Dunkierki i pomóc w ewakuacji Aliantów. Trzecią natomiast linią czasu jest godzina z życia dzielnego pilota spitfire’a, niejakiego Farriera (Tom Hardy), który wraz z dwoma innymi pilotami, spróbuje ochronić żołnierzy (wystawionych na plaży jak kaczki) przed nieprzyjacielskim ostrzałem. Nietrudno się domyśleć, że w finale wszystkie te linie czasowe, tydzień, dzień i godzina, spotkają się w pewnym punkcie, ale obserwowanie tego, jak do tego dojdzie, nie ma nic wspólnego z nuda czy przewidywalnością.

Każda z tych sytuacji, wyciągniętych jak klocek z wielkiej wojennej układanki, ma swoje tragiczne momenty. Nie obywa się bez ofiar śmiertelnych i niespodziewanych zwrotów akcji. Dla mnie najbardziej zaskakujące było to, że tak mało dowiadujemy się o ludziach, na których patrzymy i że to jest jednocześnie atutem filmu, bo nadając imię i nazwisko, cały życiorys, przeszłość i rys charakterystycznych tym bohaterom, zabralibyśmy to samo podobnych do nich żołnierzom i cywilom, biorącym udział w ewakuacji spod Dunkierki. Ale spokojnie, po kilkunastu minutach można przywyknąć do tej chłodnej anonimowości i małomówności (która ma swój duży udział w jednej ze scen na plaży, gdyż nie tylko dla widza brak słów jest podejrzany).

Zdjęcia i aktorstwo

Przyznam, że nie tego się spodziewałam, nawet pomimo świadomości, że film reżyseruje Christopher Nolan. Dunkierka nie jest takim historycznym bitewnym widowiskiem, do jakich mogliśmy przywyknąć w ostatnim czasie. Owszem, są tu piękne, wręcz spektakularnie piękne zdjęcia, ale za urodę tych kadrów odpowiada groza szarych plaż i pochłaniającego coraz liczniejsze ofiary morza. Szarość wody, nieba i piachu uchwycona w szerokich panoramach, zastępuje nam wizję ścierania się wielkich armii. Gdyby nie jeden z dialogów komandora Boltona (Kenneth Branagh) nawet byśmy nie pomyśleli, że na tej plaży i w okolicach jest aż 400.000 alianckich żołnierzy. Najczęściej widzimy tylko kilkunasto, góra kilkudziesięcioosobowe grupki, a nie brakuje też scen kameralnych, gdy tylko dwie, trzy postaci spojrzeniem i mimiką opisują sytuację,w jakiej się znaleźli.

Podobnie rzecz się ma na morzu i w powietrzu. Zamiast całej flotylli statków, jedna łódeczka starszego pana, który zwyczajnie chce pomóc. Zamiast nieba czarnego od torpedujących wroga samolotów, jeden dzielny pilot w malutkim spitfirerze. A jednak to robi wrażenie, nieraz łezka wzruszenia z tego całego patosu zakręci się widzowi w oku.

Mnie osobiście podoba się bardzo taki sposób opowiadania o wojnie, oparty nie na absurdalnie drogich efektach specjalnych, pojazdach i rekwizytach z epoki, ale na znakomitej grze aktorskiej i przemyślanym scenariuszu. Nie ukrywam też, że do kina, oprócz nazwiska Nolana, przyciągnęli mnie Cillian Murphy (znakomity w roli dygoczącego żołnierza, dotkniętego wojenną traumą) i Tom Hardy (który znowu, po filmie Mroczny rycerz powstaje, gra z maską na twarzy, praktycznie samymi oczami, ale i tak jest w tym rewelacyjny). Obaj panowie, którzy grali razem nie tylko w ostatniej części batmanowskiej trylogii Nolana, ale i w Peaky Blinders, idealnie wpasowują się w historyczny i tragiczny klimat tej fabuły. Uwagę zwraca też Mark Rylance, grający starszego właściciela łodzi. Jego postać ma swoją motywację, kryje jakąś tajemnice i to widać na jego poważnym obliczu. W młodszym pokoleniu najbardziej zaintrygował mnie Barry Keoghan grający George’a, pomocnika starszego pana. Jego zapamiętam na długo, w przeciwieństwie do aktorskiego żołnierskiego tria młodzieńców z plaży, pewnie dlatego, że rysy ma bardzo charakterystyczne, a jego postać uosabiała mniej oczywisty wymiar wojennego heroizmu.

Jednym słowem, na Dunkierkę trzeba pójść do kina. Jest to ważny film, który z pewnością zajmie istotne miejsce w historii współczesnego kina.

Opublikowano w Filmy

2 komentarze

  1. to dziwne to dziwne

    Hitler osobiście zatrzymał niemieckie dywizje pancerne, idące na Calais i Dunkierkę. Najprawdopodobniej liczył na to, że po pokonaniu Francji, Belgii i Holandii, uda mu się zawrzeć pokój z Wielką Brytanią – mówił w Polskim Radiu prof. Jerzy Eisler. Gdyby nie to, nastąpiłaby masakra tych 400 000 czekających na przewóz. Dlatego ta ewakuacja jest dwuznaczna. Im pozwolono się wydostać z Francji. Czyli groza tych wydarzeń jest wyolbrzymiona. W całym zamieszaniu były owszem i ofiary. Nie wszyscy po stronie niemieckiej właściwie zrozumieli sytuację. Jednak dlaczego Nolan dla opisu grozy wojny wybrał akurat Dunkierkę, to dziwne. Jakby dla pokazania jak groźne są dzikie zwierzęta… nakręcić film w ZOO.

  2. Ola Ola

    Dziękuję za ten wartościowy komentarz.
    Sama przy takich okazjach zawsze mimowolnie myślę, że to, co pokazują w filmach wojennych Amerykanie i Anglicy to nic przy tym, co przeżyli Polacy. Staram się jednak wczuć w ich perspektywę, bo z ich punktu widzenia to było prawdziwe piekło. Cóż, w porównaniu z obozami koncentracyjnymi czy powstaniem warszawskim, Dunkierka może wydawać się błahym epizodem, ale to mój specyficzny polski punkt widzenia.
    Mnie osobiście bardziej zdziwiło to, że na ekranie praktycznie wcale nie pojawia się krew, a przecież ciągle ktoś umiera. Groza jest tu jakby zupełnie symboliczna. Może Nolan wybrał właśnie Dunkierkę, bo pól bitwy nie obmywanych morskimi wodami nie dałoby się zmieścić w jego estetyce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *