Większość z nas, posiadaczy czworonogów, darzy swych włochatych przyjaciół gorącym uczuciem. Świadczą o tym nie tylko niezliczone zdjęcia na Facebooku czy ilość filmów na YouTubie, ale też wciąż powiększający się rynek produktów i usług dla psów i kotów. Czy to witaminy i suplementy, psi fryzjer lub kocie spa, czy nawet zwierzęcy behawiorysta zamówiony do domu i słono sobie liczący za godzinkę konsultacji – na naszych sierściuchach, podobnie jak na dzieciach, nie zamierzamy oszczędzać. Sytuacja zmienia się diametralnie jeśli chodzi o inne odmiany ssaków, uznawane za gorsze jedynie na mocy kulinarnych tradycji. Dzięki książce Sy Montgomery, amerykańskiej przyrodniczki i wielkiej miłośniczki zwierząt, nie możemy już udawać, że wieprzowina to nie świnka, a drób to nie kurka. Autorka Dobrej świnki robi to, co moja ulubiona weganka Freelee uważa za najważniejsze w promocji wegetariańskich i wegańskich nawyków, czyli tworzy połączenie między zwierzęciem, a tym co na obiad. Ale spokojnie moi młodzi przyjaciele! Nie jest to jedna z ,,tych” publikacji, które epatują przykładami bestialstwa i obrazami horroru chowu przemysłowego. Sy Montgomery nie namawia nikogo na zmianę zwyczajów żywieniowych, jest bardzo łagodna i stonowana w swych opiniach. Ona tylko pokazuje, że wystarczy potraktować zwierzę po ludzku, by się przekonać, że jest obdarzone nie tylko inteligencją, ale i niepowtarzalną osobowością, która raz na zawsze powinna wykluczyć wieprzowinę (oraz wszystko co z ssaka i ptaka) z ludzkiego menu.
KomentarzKategoria: Zdrowie i ekologia
Jeszcze kilka tygodni temu nie miałam pojęcia o istnieniu kogoś takiego jak Simona Kossak, ale na szczęście intensywna akcja promocyjna w mediach otworzyła mi oczy na jej zacny dorobek :). Zachęcona fragmentami publikowanymi w prasie, najpierw obejrzałam film dokumentalny poświęcony prof. Kossak, a potem, praktycznie w jeden wieczór pochłonęłam jej pasjonującą biografię. Jestem przekonana, że każdy, kto kocha zwierzęta, przynajmniej raz podczas tej lektury zawoła z entuzjazmem, że rzuca wszystko i ucieka w las do drzew, ptaków i saren.
KomentarzByłam przedwczoraj na niezwykłym pokazie filmu Był sobie las. To była jedyna okazja by ten obraz obejrzeć w szczecińskim Multikinie, ponieważ nasze kina nie widziały potrzeby sprowadzania tego filmu, a i jak się można przekonać śledząc fora, w całej Polsce był on krótko wyświetlany tylko w kinach studyjnych. Na szczęście są jeszcze takie osoby jak pani Katarzyna Brzozowska, która o film zawalczyła, do Szczecina go sprowadziła, a my mogliśmy znów poczuć się jak małe dzieci na bardzo ciekawej lekcji biologii. Zanim napiszę o czym film jest muszę wyrazić swą radość z tego, że na sali były zarówno kilkuletnie maluchy, jak i osoby nieco dojrzalsze. Mam nadzieję, że takich spotkań filmowych będzie jeszcze wiele.
KomentarzChoć to film dokumentalny, a w dodatku przyrodniczy, to poruszył mnie dogłębnie. Więcej niż miód nie ma w sobie niczego z nudnych produkcji o żabach i motylach jakie puszczano nam na biologii. Nie doszukamy się też podobieństwa do produkcji puszczanych w niedzielne przedpołudnie (najczęściej o afrykańskiej sawannie), przy których ojciec rodziny może dyskretnie przysypiać. Oglądając film Marcusa Inhoofa można zjeść paznokcie z emocji, a przy okazji zupełnie zmienić punkt widzenia na związek człowieka z naturą.
SkomentujZjadanie zwierząt to kolejna pozycja obowiązkowa na liście ważnych książek, które powinien przeczytać nie tylko każdy weganin czy wegetarianin, ale przede wszystkim każdy świadomy konsument. Autor opisuje w niej swoją drogę od wszystkożercy do weganina współprojektującego rzeźnię. Może brzmieć to zaskakujące, ale nie jest to książka o tym, że zjadanie zwierząt jest zwyczajnie złe (bo jest!) w warunkach kiedy możemy się bez mięsa obejść, ale przede wszystkim o tym, jak potworną rzeczą dla zdrowia i życia zwierząt, ludzi i planety jest chów przemysłowy.
2 komentarze