Pomiń zawartość →

Baby Driver

Dawno już nie doznałam w kinie takiego efektu wow! Jeśli tylko możecie, idźcie na Baby Drivera przy najbliższej okazji i przekonajcie się sami jak rozrywkowy i efektowny jest to film. Nawet jeśli tak jak ja nie lubicie sensacyjnych produkcji motoryzacyjnych z karkołomnymi pościgami w roli głównej, i tak macie szansę zakochać się w tej produkcji. Przy Baby Driver Szybcy i wściekli to jakieś kiczowate barachło, a wcielający się w tytułowego drivera Ansel Elgort jest niczym lepsza wersja samego Ryana Goslinga, czyli prowadzi samochód z większym wdziękiem niż Gosling w Drive i ma bardziej kocie ruchy niż wszyscy aktorzy występujący w La La Land razem wzięci. Do tego perfekcyjny casting, luz, magia i oryginalny klimat, a przede wszystkim rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, której jest podporządkowana cała fabuła. To naprawdę może być największy hit tego lata.

Cały z klisz, a jaki świeży

Baby (Ansel Elgort) ma w życiu dwie pasje: muzykę i prowadzenie samochodu. Tej pierwszej oddaje się w sposób bierny, słuchając na okrągło najlepszych kawałków z różnych dekad i gatunków (zależnie od okoliczności), za to tej drugiej pasji, choć z musu, oddaje się w sposób jak najbardziej czynny. Baby ma bowiem dług u groźnego gangstera (Kevin Spacey), który wykorzystuje jego unikalny talent do sprawnej, szybkiej, skutecznej jazdy, w swych kolejnych przestępczych przedsięwzięciach. Choć bardzo młody, Baby potrafi uciec z każdego pościgu, co czyni go niezastąpionym i wprost bezcennym członkiem każdej ekipy rabującej banki, sklepy i urzędy. Nie straszne mu ani wyjące radiowozy, ani policyjne blokady, ani nawet strzelający do niego weterani. Baby nie denerwuje się nawet złośliwymi uwagami kolejnych nowych wspólników w przestępczym procederze. O ile ma ze sobą swoją muzykę, a napad zbliża go do ostatecznego celu spłacenia długu i pozbycia się szefa, jest w stanie z zimną krwią dokonać cudów za kierownicą.

Ale życie naszego bohatera to nie tylko praca. Niedługo przed ostatnim skokiem poznaje uroczą kelnerkę Debrę (Lily James), z która łączy go muzyczny gust. Baby ma też głuchoniemego dziadka pod opieką, z którym porozumiewa się językiem migowym. Rozmowy tych dwóch należą do najbardziej uroczych rzeczy jakie ostatnio widziałam w kinie. Nie sposób się nie uśmiechnąć.

Jestem pewna, że nie tylko mnie urzekło najbardziej to, jak bardzo wszystko co widzimy na ekranie coś nam przypomina, a jednocześnie jest nam podawane w nowszej, świeższej i lepszej wersji niż oryginały. Młodziutka kelnerka żywcem wyjęta z Twin Peaksa, groźny i cyniczny gangster o złotym sercu czy zwariowana zakochana para złodziei (Jon Hamm i Eliza Gonzalez) niczym ci wariaci z Pulp Fiction, są jak dobrzy znajomi w bardziej dynamicznym wydaniu. Moim absolutnym ulubieńcem jest w tym filmie Jamie Foxx grający typowego gangstera-furiata. Jest groźny i nieobliczalny w tak śmieszno-straszny sposób, że zwyczajnie trzeba go lubić.

Music Man

Baby driver to chyba pierwszy taki film, w którym muzyka jest najważniejsza, a przy tym nie jest musicalem. Nawet w produkcjach biograficznych poświęconych muzykom nie ma więcej muzyki niż tu. Gra i buczy cały czas, niemal przez dwie godziny, co wcale nie jest denerwujące, bo hiciory zostały dobrane tak by były różnorodne i jak najlepiej pasowały do tego, co się dzieje na ekranie. Właściwie to jednak jest tak, że to fabuła ściga i naśladuje muzykę, a nie na odwrót. Do najlepszych scen należą moim zdaniem te, w których Baby prowadzi dokładnie pod akompaniament piosenki do rabowania. Każdy jego ruch, każda czynność, włącznie z ruchami kierownicy czy dociśnięciem gazu, pasują do dynamicznego rytmu brzmiącej w słuchawkach muzyki. Naprawdę warto to zobaczyć i posłuchać. Znakomite są nie tylko oryginalne hity, ale też domowa twórczość, czyli mixy jakie Baby wyczarowuje z nagrywanych w różnych sytuacjach dialogów. No coś wspaniałego! Specyficzny głos Kevina Spacey doczekał się wreszcie odpowiedniego zastosowania.

Baby Driver to przede wszystkim wielkie rozrywkowe widowisko, które ma dostarczyć wiele emocji widzom. Nie ma też co się dziwić, że niektóre wątki są lekko naciągane, czy że postaci narysowane są grubą kreską. Wszystkich się nie zadowoli i tyle. Te niedostatki z nawiązką wynagradza perfekcyjna forma. Każda scena jest tutaj prawdziwą perełką, którą można się zachwycać bez końca. Dialogi są zwięzłe i zabawne w bardzo przyjemny sposób. Elementu zaskoczenia jest bardzo dużo, a do tego jeszcze ta dynamika w scenach akcji. Mistrzostwo! Od pierwszych scen widać, że całość kosztowała nie tyle mnóstwo pieniędzy (choć też, bo takie aktorskie gwiazdy nie pracują za darmo), ale przede wszystkim bardzo dużo pracy w dopracowywaniu najdrobniejszych detali. Docenia się to jeszcze bardziej, czytając o tym, jak reżyser i scenarzysta tego widowiska, Edgar Wright, wpadł na pomysł realizacji filmu i jak go dopracowywał.

Baby Driver spodobał mi się tak bardzo także z powodu tytułowego bohatera, który jest bardzo cool i to w nienachalny sposób. Chłopak ma luz i wdzięk, a do tego jest miły, uprzejmy i dobry, co nadaje mu niespotykanej we współczesnym kinie klasy. Od razu pomyślałam, że to bardzo odprężające, gdy można przez chwilę odpocząć od psychopatycznych wrednych typów i spotkać na ekranie kogoś takiego. Dobrze, że w rolę Baby wcielił się właśnie Ansel Elgort, aktor o powierzchowności mało wyrazistej, choć sympatycznej, będący czymś niespotykanym w swej zwyczajności.

Koniecznie muszę też wspomnieć o znakomitej kreacji Kevina Spacey, która, choć nieduża, zapada w pamięć. Gdy w końcowych scenach wchodzi do akcji, to aż szczęka opada. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Jeśli jesteście fanami House of Cards, na pewno ten film sprawi wam dużo radości. A jeśli zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby potomek naszej ulubionej pary prezydenckiej, to koniecznie musicie iść do kina :)

Opublikowano w Filmy

5 komentarzy

  1. Masło Masło

    Fajna recenzja! Pozdrawiam i życzę powodzenia w następnych tekstach!

  2. na szczęście na szczęście

    Cytuję: „…to bardzo odprężające, gdy można przez chwilę odpocząć od psychopatycznych wrednych typów i spotkać na ekranie kogoś takiego”. Sympatycznie jest też przeczytać recenzję pozytywną, czy prawie entuzjastyczną. Do tego przekonywująco wyjaśniającą, dlaczego taka jest. Dużo częstsze są – niestety – recenzje opisujące, czego to zabrakło. Może to cecha ocenianych tam filmów (choć dlaczego ich autorzy takie oglądają, a nie inne?). Ale zapewne i nastawienia recenzentów, że dojrzalej jest wskazać wady niż zalety. Na szczęście znajdujemy prawdziwą fankę filmów, która odważa się chwalić, gdy jest za co.

  3. Ola Ola

    Dzięki serdeczne za przemiły komentarz :)
    Jak coś jest dobre, to trzeba chwalić, a nie doszukiwać się dziury w całym. Osobiście uważam, że trzeba być ślepym i głuchym (a do tego po prostu nie lubić kina w ogólności), by nie docenić Baby Drivera.

  4. thinky thinky

    Film jest absolutnie rewelacyjny. Poszłam do kina właściwie nie za bardzo wiedząc, na co… A ubawiłam się i rozerwałam. Muzyka znakomita, w moim kinie tak głośno, że nie było słychać żadnej własnej myśli – i o to chodzi. Później, jak poczytała o tym, jak film został zrobiony – z idealanie rozrywkowego filmiku stał się dla mnie dziełem. Cieszę się, że recenzja pozytywna :)

  5. Ola Ola

    Bardzo się cieszę, że film się podoba i jest doceniany. To naprawdę dobra rzecz, warta polecenia. Z pewnością sama obejrzę go jeszcze kilka razy :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *