Pomiń zawartość →

Tag: Willem Dafoe

John Wick

John Wick przypomina wszystkich bohaterów kina akcji, których pamiętam z dzieciństwa. Jest takim smętnym mścicielem, któremu w życiu nie wyszło. Za co się nie chwyci, to się rozpada, no chyba, że chodzi o opanowanie sztuk walki, czy strzelanie do wroga, bo w tym akurat jest perfekcyjny. Keanu Reeves w tym filmie jest jak reinkarnacja bohatera granego przez Stevena Segala. Szaloną furię związaną ze stratą żony (a co gorsze samochodu oraz psa) rozładowuje w apokaliptycznym porywie gniewu, pełnym wybuchów, pościgów i krótkich, acz dosadnych, wypowiedzi najbardziej przerysowanych czarnych charakterów. Jeśli marzy wam się film będący bliźniaczym tworem gry komputerowej polegającej głównej na strzelaniu i przemierzaniu korytarzy, to zdecydowanie się nie zawiedziecie. Poszukiwacze głębszego przesłania i dobrej gry aktorskiej lepiej niech nie oglądają tej rąbanki, bo tylko się zdenerwują.

Komentarz

Gwiazd naszych wina (The Fault in Our Stars)

Są takie filmy, które sprawiają wrażenie zaprogramowanych na to, by stać się ulubionymi filmami nastoletnich panienek. W spaczaniu miłosnych ideałów i kształtowaniu nierealistycznych oczekiwań od romantycznych relacji Gwiazd naszych wina ma szansę prześcignąć nawet Pamiętnik z Ryanem Goslingiem. Jest tu tyle uniesień, tak stylowi i sympatyczni bohaterowie, w dodatku dotknięci rakową tragedią, że para geriatrycznych kochanków z zanikami pamięci nie ma przy nich szans. Oczami wyobraźni już widzę kolejne pokolenia panienek wpisujących na rozmaitych profilach tytuł tej produkcji zaraz obok Zmierzchu i Alchemika. No, ale tego można się było spodziewać, bo w końcu pomysł jest sprawdzony, a fabuła filmu oparta na powieści doskonale się sprzedającej (podejrzewam, że głównie wśród wielbicielek taniego szantażu emocjonalnego).

6 komentarzy

Grand Budapest Hotel

Kończymy dzisiaj tydzień absurdalny i wkraczamy w tydzień kulinarny. Wraz z nowościami (Więzy krwi i Tammy), w nadchodzących dniach cofnę się pamięcią do moich ulubionych filmów i książek o jedzeniu, ponieważ zdałam sobie sprawę, że kącik gastronomiczny już od dawna nie był zasilany nowymi tekstami. A dziś komedia Wesa Andersona, która ukazuje się właśnie na DVD. Dla fanów tego reżysera będzie to z pewnością zakup obowiązkowy, dla mnie niekoniecznie. Jest to film zachwycający pomysłowością i różnorodnością, który mimo widowiskowych fajerwerków i wielkich nazwiska, pozostawia widza (no dobra, mnie) zupełnie obojętnym na to co widzi na ekranie. Tak jednak chyba zwykle jest z baśniowo-absurdalnym fabułami, które są przede wszystkim formą i popisem umiejętności twórczych.

Skomentuj

Nimfomanka – Część II

Druga część Nimfomanki to kontynuacja rozmowy Joe z Seligmanem na temat jej erotycznej podróży przez życie. Dowiadujemy się między innymi jak dalej wyglądał związek z Jerome’m, skomplikowane macierzyństwo oraz fizyczne skutki uboczne intensywnej eksploatacji narządów płciowych. Jest barwnie, ekscytująco, a momentami nawet przerażająco. Przyznam szczerze, że aż takich wrażeń się nie spodziewałam. Siedzi sobie człowiek w kinie i ogląda najintymniejsze sceny w swoim życiu i to w ciemności z obcymi ludźmi siedzącymi obok w kinie. Ta intymność (zwierzeń i zbliżeń) te niesamowite pokłady szczerości, to coś bardziej wstrząsającego niż porno wyuzdanie, jakiego spodziewali się w większości widzowie. Z widokiem kopulujących ciał można sobie poradzić znacznie łatwiej niż ze świadomością co ich do tej kopulacji doprowadziło, oraz że pod tą jasną różową skórą jest bardzo cierpiąca istota. Druga część Nimfomanki to pod tym względem prawdziwe wyzwanie.

Skomentuj

Nimfomanka – Część I

Na Nimfomankę Larsa von Triera warto wybrać się choćby po to, by przypomnieć sobie jak wyglądają tłumy w kolejce do kinowej kasy oraz szczelnie zapełniona sala projekcyjna. Czegoś takiego już dawno nie widziałam. Kolejnym ewenementem jest też fakt, że wszyscy wychodzący z dwugodzinnego seansu mieli uśmiechy na twarzach, ku zaskoczeniu kolejnych czekających widzów, którzy chyba spodziewali się oburzenia i zgorszenia. Nimfomanka nie gorszy, za to w wielu momentach usłyszeć można szczery śmiech na sali (i nie mam na myśli rechotu z zażenowania czy szyderstwa). Owszem, jest sporo seksu, wiele (acz nieokazałych) piersi i zbliżeń na męskie genitalia, jednak ja zapamiętałam głównie subtelną poetycką aurę, ciepłą, zaciszną, senną atmosferę oraz mocne akcenty muzyczne. No i prawie tyle samo co o seksie dowiedzieć się można również o wędkarstwie, czego zupełnie się nie spodziewałam. Bardzo pozytywne zaskoczenie.

3 komentarze