Pomiń zawartość →

Tag: Melanie Laurent

Wróg (Enemy)

Bez zbędnych wstępów, spieszę poinformować, że Wróg to jeden z najgorszych filmów jakie widziałam i to nie ostatnio, ale w ogóle. Oglądanie go było męczące, nudne, momentami bolesne, a procesowi temu towarzyszyło poczucie totalnego absurdu (i to nie w pozytywnym sensie, np. komediowym). To zwyczajnie jeden z tych filmów, po którym czujecie, że ktoś was oszukał i ukradł półtora godziny z życia. To nie widzowie powinni płacić za bilet na film, ale dystrybutor widzom by ktokolwiek chciał ,,dzieło” obejrzeć. Zapewniam wszystkich, że jeśli już zdobędziecie się na heroiczny wyczyn obejrzenia Wroga, to po wszystkim będziecie nienawidzić reżysera, a także ogarnie was fala współczucia dla grających tu, całkiem niezłych, aktorów.

5 komentarzy

Dzień, w którym zobaczyłam twoje serce

Moje poszukiwania idealnej francuskiej komedii romantycznej nadal trwają. Niestety, wbrew pozorom, Dzień, w którym zobaczyłam twoje serce nie jest ani komediowy, ani tym bardziej romantyczny, choć przyznam, że jest to zdecydowanie film wart zobaczenia. Nie puszczajcie go sobie może w Walentynki, ale za to w Dzień Ojca jak najbardziej, ponieważ główna relacja ukazana w tym filmie jest właśnie tą wiążąca córkę z ojcem. Może i nie jest to najlepsza produkcja dekady (trochę przynudza, trochę się wlecze), ale nie można jej odmówić oryginalnego podejścia od tematu. Podoba mi się, że nikt tu nie jest idealny oraz to, że mimo tej świadomości, bohaterowie niekoniecznie mają ochotę na zmiany. Świetna jest także dynamika dziwnych rodzinnych zachowań postaci, których na próżno byśmy się dopatrywali w podobnych amerykańskich produkcjach.

Skomentuj

W rytmie serca

Tylko najwytrwalsi wielbiciele talentu aktorskiego francuskiego aktora Romaina Durisa powinni potraktować ten film jako pozycję obowiązkową i wartą zobaczenia. Cała reszta (tych nieszczęśników, którzy nie widzieli ani Dziewczyny z lilią, ani Zakochanego Moliera, ani nawet Heartbreakera) może sobie spokojnie ten obraz darować, ponieważ niczego specjalnego raczej tu się nie zobaczy. Ot, historia podobna do setek innych. Ktoś pokazuje biednemu chłopakowi, że mógłby się stać kimś więcej niż jest, a on chwyta się gorączkowo tej jednej szansy na milion, by stać się częścią lepszego świata. Tyle, że w tym przypadku nie chodzi, jak to zazwyczaj bywa, o nastolatka, ale o całkiem dorosłego faceta. Grany przez Durisa Thomas Seyr ma 28 lat i życie wytyczone przez gburowatego ojca. Wraz ze staruszkiem zajmuje się bowiem nieruchomościami, których kupno, sprzedaż czy zagospodarowanie są znacznie trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Rola Thomasa w tym prawie przestępczym interesie polega głównie na biciu dzikich lokatorów i na wykurzaniu niewygodnych najemców przez podrzucanie im pod drzwi szczurów. Tak wygląda jego kariera zawodowa aż do momentu gdy przez przypadek spotyka swojego dawnego nauczyciela gry na fortepianie i przyjaciela jego zmarłej matki. Budzą się wspomnienia i chęć by zrobić ze sobą coś sensownego.

Skomentuj

Iluzja

Jako fanka Iluzjonisty z Edwardem Nortonem i serialu Mentalista nie mogłam sobie odmówić obejrzenia Now You See Me. Moim pierwszym wrażeniem było to, że film ten właściwie powiela schemat Iluzjonisty, tyle że z większym rozmachem i we współczesnej amerykańskiej scenerii. Widać, że pieniędzy przy kręceniu nie brakowało, bo i aktorów dobrych zatrudniono i efekty specjalne naprawdę robią wrażenie. Jedyne do czego można się przyczepić, to zbytnie zagmatwanie fabuły i liczne nielogiczności scenariuszowe. Jednak nawet biorąc pod uwagę te ułomności, podczas oglądania Iluzji można liczyć na naprawdę godziwą rozrywkę. Nie rozczarują się zwłaszcza widzowie lubiący swojskość i postaci, które już znają z innych filmów. Melanie Laurent (mściwa żydówka z Bękartów wojny) nadal gra uroczą i stylową Francuzkę (no nawet bluzkę w poprzeczne pasy ubrała, tylko bagiety pod pachą zabrakło), Mark Ruffo nadal niezmordowanie ściga przestępców, Jesse Eisenberg znów gra genialnego i aroganckiego Zuckenberga (tylko tym razem nie ma komputera, a czarodziejska różdżkę). No i jest jeszcze niezastąpiony Morgan Freeman, tym razem grający Boga tylko przez połowę filmu.

3 komentarze