Pomiń zawartość →

Służby specjalne

Ten film mnie zadziwił. Ostatnie dzieło Patryka Vegi to kuriozum, pokraczny potworek, w którego brzydotę aż trudno uwierzyć. Naprawdę, patrząc na ekran, nie wierzyłam w to, co widzę. Zresztą nie tylko z wizją było źle, ale i fonia zdawała się poważnie szwankować. Wyjątkowo chaotycznie przedstawiony złowrogi spisek, kosmiczne połączenie występów aktorów zawodowych i amatorów, a do tego mętna wizja rzeczywistości, w której absolutnie każdy ma ze sobą poważne problemy natury psychologicznej lub wręcz psychiatrycznej. Cóż, podejrzewałam, że będzie nie najlepiej już podczas promocji tego projektu. Wszystkie media donosiły tylko o spektakularnej metamorfozie Olgi Bołądź, o reszcie taktownie milcząc. Co to za film, gdzie największą atrakcją jest (wcale nie imponująco jakoś) wyrzeźbione ciało drugoligowej aktorki?

Banda popaprańców

Materiał jest na naprawdę ciekawe kino szpiegowskie, tyle że jakoś ten potencjał zmarnowano. Mamy oto moment likwidacji WSI i grupkę osób, które mimo wszystko starają się zachować ciągłość polskich służb specjalnych. Zwerbowani do nowej organizacji byli polscy żołnierze, przez większość czasu sądzą, że działają w słusznej sprawie i są prawdziwymi patriotami. A czy są naprawdę, tego się chyba nie dowiemy? Powinność wobec kraju ginie w morzu osobistych porachunków i motywacji. Złowieszczy i łudząco podobny do Putina gen. bryg. Romuald Światło (Wojciech Michnicki) zleca trójce głównych bohaterów kolejne akcje, a oni, ubabrani w kolosalne komplikacje życia osobistego, w służbie wyłączają mózg i ślepo wykonują zleconą brudną robotę. Oczywiście, temu co robią prywatnie przypatrujemy się baczniej, bo i jest na co patrzeć, a raczej czemu się dziwować.

Wyżyłowana podporucznik Aleksandra Lach (Olga Bołądź) walczy z dziecięcą traumą związaną z tyranią ojca potwora. Pułkownik Marian Bońka (Janusz Chabior) właśnie dowiedział się, że ma raka trzustki i chętnie zajmie czymś innym głowę. No i jest jeszcze kapitan Janusz Cerat (Wojciech Zieliński), który kompleks dziecka z sierocińca leczy dając z siebie wszystko w służbie ojczyźnie i jednocześnie starając się o adopcję małego chłopczyka. Każdy z nich ma za dużo na swoim talerzu, ale aż nazbyt chętnie i bezrefleksyjnie biorze się za zabijanie wskazywanych przez Światłę osób. Trochę to dziwne, ale co tam, brniemy dalej. W sumie banda odmieńców to świetny materiał na wciągającą opowieść, tyle że nie tym razem.

Wojciech Machnicki
Wojciech Machnicki (w „Służbach specjalnych” jako gen. Światło) z powodzeniem mógłby zagrać w biografii Władimira Putina główną rolę

Co krok afera

Główną atrakcja fabuły Służb specjalnych miało być zdaje się powiązanie tajnej jednostki z każdą większą aferą polityczną w Polsce ostatnich lat. Nikt nie podaje nazwisk, ale aktorzy ucharakteryzowani na Leppera, Macierewicza czy nawet agenta Tomka (ach ten jego śliski urok prowincjonalnego cwaniaczka!) nie pozostawiają nam żadnych złudzeń o kogo Vedze chodziło. No i byłoby naprawdę super, intrygująco i śmiesznie, gdyby ci aktorzy nie byli tak żenująco beznadziejni. Jak mam się wczuć w serię tajemniczych morderstw na zlecenie, gdy w sprawę wmieszani są jacyś śmieszni panowie i pani nie potrafiący się nawet płynnie wypowiedzieć w ojczystym języku. Pomysł dobry, ale wykonanie przeraża i to jest prawdziwa afera. Czyżby ktoś zaangażował tych ludzi do filmu, żeby ich, polskich polityków czy ogólnie sytuację w naszym nieszczęsnym kraju ośmieszyć? Nie wiadomo. Na szczęście po obejrzeniu Służb specjalnych wiemy już, że każda sprawa z okładek faktoidów ma swoje drugie, a nawet trzecie dno, zatem i odpowiedzi na tę zagadkę zapewne jeszcze się doczekamy (już widzę na afiszach za 10 lat plakaty filmu Tajemnice służb specjalnych, czyli film o filmie, a w nim tajnie strzeżone dane o tym, o co chodziło twórcy).

Oczywiście, nawet ja nie jestem tak naiwna by wierzyć, że za ukazanymi aferami nie kryło się coś więcej, ale też w swoich domysłach nie poszłabym tak daleko jak Patryk Vega. Zresztą, czy ktoś w ogóle wie, dokąd sięga ta intryga, bo jakoś spójnego rozwiązania, odpowiedzi na wcześniej zadane pytania, nie zauważyłam. Wypadałoby rzucić chociaż jakiś ochłap widzom, którzy dzielnie oglądali to kuriozum, nie zniechęcając się fatalnym dźwiękiem czy aktorstwem. A tak w ogóle to jest pewna cienka granica pomiędzy otwartym zakończeniem, a filmem nieskończonym.

Robert Waćkowski w roli "Mordochlapa", czyli Antoniego Macierewicza
Robert Waćkowski do roli „Mordochlapa”, czyli Antoniego Macierewicza wniósł niewiele poza podobieństwem.

Dziwnie i śmiesznie

Najbardziej mnie zadziwia, że przecież przez te wszystkie miesiące produkcji filmowcy musieli widzieć co robią, a i tak zdecydowali się na wypuszczenie tego potworka. Co, nikt nie słyszał, że aktorzy ze szczękościskiem nie robią znaków przestankowych i nie modulują nijak głosu? Nikt nie wpadł na to, że upstrzenie obrazu licznymi podpisami sprawi, że widz będzie się czuł jakby czytał komiks, a w najgorszym razie jakby brano go za idiotę? No i dlaczego na pierwszy plan wysuwa się wojskowy dialekt, który na siłę wpycha się w usta zdezorientowanych aktorów? Ten film jest pełen zagadek większych niż ta, kto stoi za śmiercią Andrzeja Leppera.

Zanim sobie sprawę dokładnie przemyślałam, posądzałam nie tylko amatorów, ale też profesjonalistów o kompletny brak talentu aktorskiego, jaki zaprezentowali w Służbach specjalnych. Po kilku dniach jednak doszłam do wniosku, że i Bołądź i Baar, a może nawet i Grabowski, zwyczajnie wstydzili się kwestii, które przyszło im wypowiadać i dlatego wypluwają je w takim tempie, które uniemożliwia nam zrozumienie czegokolwiek. Myślę, że to jest właściwy trop, zwłaszcza w przypadku Baar grającej zatrudnioną w korporacji i ewidentnie zafascynowaną anglicyzmami żonę Cerata. Aktorka całą sobą wzbrania się przed powiedzeniem tego co ma powiedzieć i niestety to słychać. W wielu scenach nie pozostawało mi nic innego jak łączyć się z nią w bólu (może ktoś powinien dziewczynę scouchować :).

Muszę dodać jeszcze, że szalenie podoba mi się wizja polskich służb specjalnych niczym z amerykańskiego filmu szpiegowskiego, czy jakiegoś innego Bonda. Chciałabym być na tyle naiwna by wierzyć, że to nie tylko fantazja poniosła Vegę, ale że naprawdę za kulisami tych wszystkich intryg stoją tak sprawni i inteligentni ludzie, choćby same czarne charaktery. Niestety, coś mi podpowiada, że IQ naszych służb specjalnych i polityków musiałoby być jakieś dziesięć pięter wyżej, by filmowa wizja mogła pokrywać się z prawdę. Do tego stopnia rozmarzyłam się nad Służbami specjalnymi, że zaczęłam od początku oglądać House of Cards. Z artykulacją Kevina Spacey’a mam mniejsze problemy niż z tym co oferują aktorzy Vegi.

Eryk Lubos i Olga Bołądź
Eryk Lubos i Olga Bołądź

No i skończyć wpisu nie mogę, tyle emocji we mnie ten film wzbudził (negatywnych głównie niestety). Chciałam jeszcze was zapewnić, że nie wszystko wzbudza tu we mnie spazm obrzydzenia i zażenowania. Agata Kulesza i Janusz Chabior pozytywnie się wyróżnili na tle o wiele słabszych kolegów, a Eryk Lubos mnie po prostu rozczulił. Jego postać, zakochany w Oli Lach podstarzały atleta Rafun to chodzący stereotyp pakera, który pod mięśniami skrywa czułe serducho. Jego bezpretensjonalne zaloty zasługują na to, by zrobić o tej miłości osobny (lepszy niż ten) film.

Opublikowano w Filmy

2 komentarze

  1. hmmmm hmmmm

    nie oglądam polskich (dennych) filmów… i tego też nie obejrze

  2. Eurotram Eurotram

    Oglądając drugi odcinek normalnie uśmiałem się do łez! Zdecydowanie obejrzę kolejny,podoba mi się ten serial!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *