Pomiń zawartość →

Partnerzy (Partners)

Jak wiecie, zawsze chętnie obejrzę serial komediowy z gatunku tych lżejszych, o krótkich odcinkach, tak, żeby było miło i wesoło (ale nie głupkowato) przy popołudniowej kawusi. Na cięższe rzeczy przychodzi czas po zmroku. Moim kolejnym miłym, lecz niezbyt ambitnym odkryciem jest serial Partnerzy. Ta produkcja ma wszystko by lekko i gładko usprawnić nam trawienie po obiedzie i nie nadwyrężyć nam zanadto spowolnionego całodzienną pracą umysłu. Humor jest prosty, ale nie wulgarny, jest rodzinnie i koleżeńsko, a aktorzy bardzo dobrze się kojarzą. W dodatku jest to świetna parodia tych wszystkich ,,poważnych” seriali o adwokatach z powołania, zgarniających wielkie pieniądze za każdą sprawę, jak na przykład Suits.

Kolejne wcielenie Frasiera

Partnerzy to jedna z tych opowieści, w których dwaj główni bohaterowie są od siebie skrajnie różni, ale łączy ich pewna ,,ludzka” płaszczyzna i wspólna sprawa, której służą, każdy na swój sposób. Allan Braddock (Kelsey Grammer) to typowy bogaty biały prawnik. Jest zarozumiałym, przerafinowanym snobem z rodziny bogatych adwokatów, który został usunięty ze stanowiska wspólnika w bardzo znanej kancelarii i to w dodatku przez własnego ojca. Nowe zatrudnienie Allan znajduje w maleńkiej firmie Marcusa Jacksona (Martin Lawrence), która znajduje się w domu zamieszkanym przez jego córkę i charakterną mamusię.

Allan i Marcus różnią się jak ogień i woda. Allan jest cyniczny, cwany, przebiegły i interesowny, a Marcus to uczciwy do bólu, czarnoskóry poczciwiec, który wszystko zawdzięcza swojej ciężkiej pracy i w każdej chwili jest gotów na przyjęcie zlecenia pro bono. Łączy ich to, że każdy ma rozbite życie rodzinne, a także pasja do wykonywanej profesji. Szybko okazuje się, że znakomicie się uzupełniają, są w stanie dobrze zarobić a jednocześnie pomagać ludziom, a do tego rodzi się między nimi coś na kształt bardzo dziwnej przyjaźni.

Kelsey Grammer i Martin Lawrence
Kelsey Grammer i Martin Lawrence

Nie będę ukrywać, że do Partnerów przyciągnął mnie przede wszystkim Kelsey Grammer, najbardziej znany ze swojej roli w znakomitym serialu Frasier. Któż nie zaśmiewał się oglądając perypetie radiowego psychiatry, wielbiciela opery i dobrej kuchni, który zachowywał się jak prawdziwy angielski dżentelmen. Bardzo podobało mi się to, że swoim snobistycznym zachowaniem doprowadzał ludzi do wściekłości, ale upierał się by tego nie zauważać. Był tak samo mało empatycznym psychiatrą jak jest nieczułym i oschłym prawnikiem w Partnerach, ale z jakiegoś powodu to się zawsze sprawdza. Wystarczy, że wszyscy dookoła są ciepli i empatyczni, on już nie musi. Kelsey Grammer, z tym swoim nosowym głosem i rasowo zadartym podbródkiem, znalazł świetny sposób na siebie. Za każdym razem gra po prostu tę samą postać i spoko. W roli wywyższającego się cwaniaka, który sprawia wrażenie jakby nie wiedział co robić z pieniędzmi, jest przezabawny, więc dlaczego miałby to zmieniać?

Duża pocieszna rodzinka

Żeby serial nas nie znudził po drugim odcinku, potrzebne jest także dobre tło dla pierwszoplanowych postaci. Tutaj mamy takich właśnie delikwentów, współpracowników i członków rodzin, którzy znakomicie wypełniają sceny pomiędzy głównymi wątkami. Każdy jest tu specyficznie śmieszny i na swój sposób zapada w pamięć. Mnie najbardziej podoba się demoniczna nastoletnia pasierbica Allana Lizzie (McKaley Miller). Ta wątła, lekko kiczowata blondynka, klon Paris Hilton, jest dość komicznym upostaciowieniem wrednej dziewczyny z liceum, którą każdy z nas doskonale pamięta ze swych nastoletnich dziejów. Dzięki stałemu dostępowi do Internetu i kompletnemu zanikowi skrupułów, może prześladować swoje ofiary (w tym ojczyma) z większą skutecznością niż to kiedykolwiek robiły moje rówieśniczki. Przekomiczna jest także pracująca dla prawników śledcza (Edi Patterson), która dzięki ogromnej wierze w swój nieodparty seksapil (zupełnie nie uzasadnionej moim zdaniem), a także dzięki dziwacznym przebraniom, jest w stanie zdobyć szybko i sprawnie każdą informacje niezbędną w kolejnej sprawie prowadzonej przez prawników. Jest także oczywiście asystent gej o przerysowanych gestach i z głosikiem, zaborcza mamusia, z gatunku tych co to lepiej jej nie wchodzić w drogę, a także żony byłe i obecne, które co prawda nie pojawiają się na ekranie, ale wiemy o nich wszystko dzięki relacjom mężów. Do tego dochodzi także cała galeria przedziwnych klientów zmieniających się z odcinka na odcinek.

McKaley Miller
McKaley Miller

Naprawdę lubię ten serial przedstawiający amerykański wymiar sprawiedliwości w nieco karykaturalnej formie. Nawet jeśli ktoś nie lubi adwokackiego humoru to można się tu pośmiać także z różnic klasowych i rasowych naświetlanych w relacjach partnerów. Uważam, że to jak Allan podkreśla swój wysoki status zakąszaniem sera, popijaniem wina i innych drogich trunków, a także opowieściami o cenach swoich szytych na miarę garniturów, jest przekomiczne. Szczególnie polecam widzom mającym sentyment do Frasiera.

Opublikowano w Seriale

2 komentarze

  1. Magda Magda

    Zaciekawiłas mnie tą recenzją. Nie oglądałam „Frasiera”, ale polecam Kelseya Grammera w bardziej mrocznej odsłonie w serialu „Boss”. Nie widzę go na blogu, więc nie wiem czy widziałaś.
    W mojej opinii jest to serial dużo lepszy od popularnego House of Cards. Oba seriale to thrillery polityczne.

    • ola ola

      Czyli tak bardziej na poważnie? Boss już od jakiegoś czasu czeka w kolejce do obejrzenia. Czemu doba serialomaniaka nie jest dłuższa?
      A Partnerzy to takie lekkie i do śmiechu, nie ma się co za dużo spodziewać, ale mnie urzekł taki ciepły humor.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *