Pomiń zawartość →

Miesiąc: październik 2015

Kryptonim U.N.C.L.E.

Wreszcie trafiłam na coś sympatycznego, z wartką akcją i barwnymi postaciami. Kryptonim U.N.C.L.E. to naprawdę udana i bardzo stylowa przeróbka serialu z lat 60-tych, która jest świetną przeciwwagą dla zacnego, ale jakże poważnego i patetycznego kina szpiegowskiego reprezentowanego przez serię z Bondem. Tutaj jest lekko, zabawnie, dostajemy pastisz na całego i bawimy się świetnie. Ten film nie ma większych ambicji, w jego bezpretensjonalnym uroku jest coś bardzo ujmującego, choć przyznam, że momentami nieco niepokoił mnie poziom prezentowanego humoru. Głębia nazistowskich zbrodni, eksperymenty medyczne w obozach koncentracyjnych czy konstrukcja bomby atomowej jakoś nijak się mają do gładkiej i lśniącej powierzchni fabuły. Ale wiecie, czepiam się, bo tak naprawdę nie mam poczucia humoru:)

2 komentarze

Hitman: Agent 47

Naszła mnie wczoraj ochota na coś lekkiego i resetującego mózg, a wiadomo (siedzę i czytam mroczne kryminały, więc chyba rozumiecie taką potrzebę), że nic nie robi tak dobrze jak porządna akcja i efekty specjalne. Hitman wydawał się idealny, ale niestety zamiast rozrywki, napięcia i akcji, film okazał się wypełniony nudą, brakiem logiki i szczątkowymi, acz głupawymi dialogami. Już nie pamiętam kiedy tak intensywnie musiałam walczyć z sennością. Oczywiście obrońcy mogą mi zarzucić to, że nie zaznajomiłam się wcześniej z kultową grą, czy pierwszą wersją filmową, ale czy przypadkiem nie jest tak, że bez względu na inspiracje, film powinien móc się samodzielnie obronić?

Skomentuj

Viveca Sten, Tej nocy umrzesz

Lektura tej książki zbiegła się szczęśliwie z moimi poszukiwaniami mrocznych kryminałów, ale nieco innych niż klasyczne. Nie ukrywam, że nie jestem fanką typowych skandynawskich powieści, w których akcja jest tak schematyczna i tak rozwleczona, a do tego atmosfera tak dołująca, że po skończeniu książki ma się ochotę wybrać na długą i dogłębną psychoterapię. Najgorsze co może się przytrafić w przypadku kryminału, to gdy ma on zbyt dużo wątków pobocznych, a autor nie potrafi selekcjonować szczegółów i faktów, a do tego jest nudno. Na szczęście, nic z tego nie odnosi się do Tej nocy umrzesz.

Komentarz

Marta Guzowska, Ofiara Polikseny

Ofiara Polikseny to kryminał totalny! Jest tu wszystko, co stanowi o kwintesencji naprawdę mrocznych opowieści: postaci tak klasyczne dla gatunku, że niemal stereotypowe, naprawdę krwawe zbrodnie, ciężki, mroczny klimat, a do tego spora dawka wiedzy z działu ,,Anatomia zbrodni”. Na to ostatnie autorka kładzie szczególny nacisk czyniąc Maria Ybla głównym bohaterem swego cyklu. Jest też do tego przygotowana tak dobrze, jak mało który z autorów kryminałów. Kto lepiej niż zawodowy archeolog potrafiłby opisać szczegóły morderstwa zapisane w ludzkich kościach i na miejscu zbrodni?

2 komentarze

Karin Giébel, Tylko cień

Wraz z coraz wyraźniejszym ochładzaniem się aury, ciemnościom i deszczem za oknem, tradycyjnie jak co roku wzrasta mój apetyt na dość mroczne opowieści. Choć mam wiele oporów przed kryminałami, które stają się coraz dziwaczniejsze i nudniejsze, udało mi się znaleźć kilka niesamowitych opowieści (dziwne, bo głównie kobiecego autorstwa), które dobrze zgrały się z jesiennym nastrojem, zarówno pod względem pogodowym, jak i psychicznym. Tylko cień Karin Giébel, bardzo emocjonujący thriller psychologiczny (który jest też trochę kryminałem, a trochę współczesnym romansem) to pierwsza z tych propozycji. Jest to jedna z tych książek, którą zdecydowanie powinna przeczytać każda kobieta, szczególnie jeśli jest samotna i mieszka w dużym mieście. Po tej powieści będziecie chciały od razu założyć więcej zamków w drzwiach, zamontować alarm, a najlepiej jeszcze zatrudnić ochroniarza i przygarnąć bardzo agresywnego owczarka niemieckiego do pilnowania podwórka.

2 komentarze

Crimson Peak. Wzgórze krwi

Wzgórze krwi to z jednej strony prawdziwa uczta wizualna, ze scenografią i kostiumami dopracowanymi do perfekcji. Wspaniała jest także aktorska obsada, robiąca co może, by ożywić nieco drętwe dialogi. Z drugiej jednak strony fabuła nie zachwyca innowacyjnością. Osoby nie przyzwyczajone do dość typowych schematów romansów gotyckich, nie zaczytujące się w dziewiętnastowiecznej literaturze, mogą być tym filmem zwyczajnie znudzone. Mnie się bardzo podobał ten mroczny prawie horror, ale muszę przyznać, że wciąż musiałam sobie przypominać, że za brak oryginalności odpowiada konwencja, jaką wybrał del Toro. No i raczej, mimo całego piękna absolutnie wszystkich ujęć, drugi raz bym na to do kina nie poszła.

Skomentuj

Earl i ja, i umierająca dziewczyna

Można się wzruszyć (ale to tylko kwestia montażu i muzyki na koniec), można się pośmiać (choć śmiech pojawi się z pewnym opóźnieniem i nie będzie zbyt głośny), ale przede wszystkim można się zirytować i trochę też wynudzić na tym filmie. W dodatku po seansie pozostanie z nami przekonanie, że już kilka razy widzieliśmy ostatnio dzieła o podobnym temacie, tylko znacznie lepiej zrealizowane i bardziej oryginalne. Niestety Earl i ja, i umierająca dziewczyna to nie jest Juno, a grająca tytułową dziewczynę Olivia Cooke nie ma charyzmy i nie odchodzi w tak ujmującym stylu jak Mia Wasikowska w Restless czy Shailene Woodley w Gwiazd naszych wina.

Komentarz

Quantico

Jesiennej masakry serialowej ciąg dalszy. Normalnie mam wrażenie, że spora część tegorocznych propozycji to napisane przez amatorów na kolanie scenariusze, do tego odgrywane przez najgorszych z możliwych aktorów, którzy albo odpadli z lepszych produkcji, albo dopiero zaczynają swoją przygodę i nikt wcześniej nie sprawdził jak bardzo drewniani są na przed kamerą. Quantico, obok Limitless czy Blindspot, jest tego idealnym przykładem. Przez ostatnie trzy tygodnie dzielnie zaciskałam zęby i oglądałam, ale już nawet ja nie ma siły na to patrzeć. Wszystko tu jest złe i mam nadzieję, że druga seria nie powstanie.

Skomentuj

Klub Murakamiego otwiera się na placu Zbawiciela w Warszawie

Kiedy w 1982 roku japoński pisarz Haruki Murakami zamykał swój jazzowy bar w Tokio, by poświęcić się pisaniu, nie przypuszczał, że ponad 30 lat później kolejny klub firmowany jego nazwiskiem powstanie w Warszawie. Z okazji premiery najnowszej książki japońskiego mistrza słowa „Mężczyźni bez kobiet” 28 października warszawska kawiarnia Karma na siedem dni zamieni się w Murakami Klub.

Skomentuj