Pomiń zawartość →

Miesiąc: listopad 2014

Rozgrywka

Ależ gniota wczoraj obejrzałam! Gorzej być nie mogło, bo nie dość, że słaby film, to jeszcze strasznie nudny. Zazwyczaj podczas kiepskich seansów mogę się rozerwać na przykład myślą, że jest tak słabo, że aż śmiesznie. Tutaj niestety jest tak słabo, że nawet nie śmiesznie. Dosłownie nie mogłam się doczekać końca, a powieki same mi opadały ze znudzonej senności. To dziwne, bo zapowiadało się przecież dobrze. Scenariusz filmu powstał na podstawie kryminału znanej pisarki Particii Highsmith, a wysmażył go sam autor scenariusza do kultowego Drive’a. Jakim cudem więc wyszła taka nuda. Zapewne odpowiada za to reżyser, czyli ewidentnie pozbawiony talentu do kryminału Hossein Amini.

3 komentarze

Mów mi Vincent

Temat jest nam aż za dobrze znany, a jednak udało się twórcom tego filmu wycisnąć z niego kilka oryginalnych rzeczy. Starszy mężczyzna i dziecko to duet idealny. Są do siebie tak niepodobni, że wręcz cudownie dobrani. Kontrasty są urocze, a na koniec zawsze się okazuje, że każdy się czegoś od drugiej strony nauczył. Moją ulubioną serią z tego rodzaju był Karate Kid, ale Mów mi Vincent, ze względu na wyjątkowo nieprzyjemną postać starego tetryka, bardziej chyba przypomina Gran Torino. Jakby nie było, film jest interesujący, choć należy się przygotować na małe zaskoczenie, ponieważ nie jest to żadna komedia (jak reklamuje dystrybutor), a wyciskający łzy dramat.

Skomentuj

Film Food Fest cz. 2

W drugim (i dla nas ostatnim) dniu festiwalu poczłapaliśmy na blok filmowy poświęcony kuchni japońskiej. Zapewniam, że nikt, kto kocha film Jiro śni o sushi, nie mógł być rozczarowany dwoma produkcjami, jedną opowiadającą o japońskim bulionie, a drugą o produkcji sosu sojowego. Wyjątkowy nastrój, dbałość o każdy detal i niemal kontemplacyjne ujęcie spożywczego (i wydawać by się mogło prozaicznego) tematu sprawiły, że od ekranu nie można było oderwać wzroku. Oglądanie Dashi – esencja Japonii oraz Shoyu i sekrety japońskiej kuchni jest jak seans terapeutyczny, z którego wychodzi się zrelaksowanym i przeświadczonym o tym, że wreszcie jesteśmy w stanie zasmakować najlepszych aspektów życia. To wrażenie jest ulotne i mija po kilku godzinach, ale zapewniam, że warto choć raz w życiu poczuć się jak mistrz zen, a te filmy to umożliwiają.

Skomentuj

Food Film Fest cz. 1

Na Food Film Fest poszłam pierwszy raz, ale coś czuję, że zrobi się z tego prawdziwa tradycja. Cóż może być lepszego dla łakomczucha i kinomana niż filmy o jedzeniu? Gdybym lubiła banały i frazesy, napisałabym, że to była prawdziwa filmowa uczta, ale nawet moja szmirowatość ma swoje granice.
Spożywcze oglądactwo zaczęliśmy od dwóch francuskich filmów, które nie pozostawiły mnie obojętną, choć miałam świadomość, że to żadna sztuka i we Francji pewnie puszcza się takie rzeczy w telewizji przed wiadomościami, a nie tak jak u nas w kinie studyjnym. Oba obrazy poruszały jednak bliską memu sercu tematykę wytwarzania żywności, czyli samych źródeł naszego zdrowia, ale także chorób. Wspólnym mianownikiem filmów Zdrowy jak jogurt? i Ziarna niezgody było tropienie posunięć potentatów rynku spożywczego i rolniczego, których bardziej niż nasze zdrowie czy ekologia, interesują ogromne zyski (no szok normalnie!).

Skomentuj

Dziewięć miesięcy później

Właśnie dlatego tak bardzo lubię francuskie komedie! Są dziwne, sympatyczne, zakręcone, a czasem, jak w tym przypadku, zupełnie szalone. Dziewięć miesięcy później to półtora godziny doskonałej zabawy, choć trudno to nazwać rozrywką na poziomie. Na szczęście jest to skromna produkcja (przez większość czasu widzimy tylko dwójkę aktorów), nie mająca większych ambicji poza zmuszeniem nas do uśmiechu. Ten film naprawdę wspaniale odstresowuje i to nawet takich ponuraków jak ja, co to nie mają ostatnio raczej powodów do radości.

Komentarz

Eliza Graves (Stonehearst Asylum)

Eliza Graves to jeden z tych filmów, o których zapomina się bardzo szybko. Niby wszystko jest tu w porządku, mamy lekko horrorowy gotycki klimat, wyraziste postaci i zaskakującą intrygę, ale jakoś podczas oglądania nie można pozbyć się wrażenia, że gdzieś już to wszystko widzieliśmy (i nie napiszę wcale, w którym filmie z Di Caprio, żeby nikomu nie psuć niespodzianki), że słyszeliśmy wszystkie te banalne frazy i poznaliśmy już te typy postaci. Gdyby był to pierwszy film o chorobach psychicznych, który widziałam w życiu, to prawdopodobnie by mnie zachwycił. Niestety nie był, a po seansie pozostało mi przykre uczucie zawodu, że Lot nad kukułczym gniazdem to to nie jest i tyle.

Komentarz

Madam Secretary

Po niefortunnym zejściu z tego świata poprzedniego sekretarza stanu (tajemnicza sprawa będzie się ciągnąc przez całą serię) prezydent USA decyduje się na powierzenie tej funkcji swojej wieloletniej przyjaciółce Elizabeth McCord (Téa Leoni). Ta piękna i sympatyczna kobieta jest nie tylko wykładowcą nauk politycznych, ale ma także dwudziestoletni staż jako analityk CIA. Jej przenikliwy umysł i wdzięk osobisty mają odtąd pomagać ojcu najwspanialszego narodu na świecie w polityce zagranicznej. Co odcinek Elizabeth dokonuje cudów, zażegnując kolejne międzynarodowe konflikty.

Komentarz

Dracula Historia Nieznana

Ten dziwny projekt to coś w rodzaju familijnego horroru, czy też fantasy dla niegrzecznych dzieci, mających problemy z logicznym wiązaniem faktów. Zawiedzeni nim będą srodze wielbiciele oryginalnego krwiopijcy stworzonego przez Brama Stokera i bardziej poważnych produkcji filmowych i książkowych na nim wzorowanych. W sumie to zawiedzeni będą wszyscy widzowie liczący na przyzwoity film dla dorosłych, ponieważ to bardziej bajka w stylu Fantagiro (czy ktoś to jeszcze pamięta?). Zamiast krwiopijcy, mamy skapciałego tatuśka z miną jakby go coś bardzo bolało w dolnych partiach ciała, zamiast grozy, komizm, a zamiast konfliktu zbrojnego z prawdziwego zdarzenia, serię chaotycznych potyczek facetów w śmiesznych hełmach. Jedynym, co mi się tu naprawdę podobało był efekt rozbijania się wampira na dziesiątki pojedynczych nietoperzy, ale to też było ciekawe tylko za pierwszym razem, a z czasem stało się już nudne.

2 komentarze

Interstellar

Jak ktoś chce się czepić, to się czepi. Ja też mogłabym ponarzekać na wiele rzeczy w tym filmie, jak się zapewne domyślacie, byłby to głównie udział Matthew McConaughey, wcielającego się w rolę ratującego świat pilota statku kosmicznego. Nie będę jednak aż taką marudą, która doszukuje się w naprawdę dobrym filmie dziur na siłę. Interstellar może i składa się klisz i schematów, może i naprawdę większość kwestii to banały godne Coelho, ale trudno zaprzeczyć, że film jest wciągający, wyczerpujący emocjonalnie i daje do myślenia (choć zapewne wynikiem rozmyślań widzów po seansie jest pojawiający się po dwóch nieprzespanych nocach wniosek, że to się wszystko kupy nie trzyma). Jeśli podobała się wam Incepcja, to tym filmem Nolana będziecie zachwyceni.

Komentarz

The Affair

The Affair to nowy amerykański serial, a właściwie miniserial, który naprawdę mnie wciągnął. Dostajemy 10 godzinnych odcinków podzielonych dokładnie na pół. Pierwsza połowa za każdym razem należy do Noah (Dominic West), pisarza, nauczyciela, męża i ojca, a druga jest opowiadana z perspektywy Alison (Ruth Wilson), kelnerki mieszkającej w małym kurorcie nad oceanem. Dzięki tytułowi i czołówce od samego początku wiemy, że będzie to opowieść o romansie, który najprawdopodobniej nie skończył się dobrze. Sama fabuła nie jest szczególnie oryginalna, ale forma jej przekazu jest naprawdę fascynująca. Obserwujemy te same sytuacje widziane męskim i kobiecym okiem, a jak wiadomo, nie ma chyba większej różnicy na świecie niż między tymi dwoma spojrzeniami. Dzięki temu serial jest dwuznaczny, niepokojący i bardzo literacki.

5 komentarzy