Pomiń zawartość →

Miesiąc: wrzesień 2014

DROGI_ZAKODOWANY Ewy Piątek

Nie jest to tekst, który łatwo się czyta i nie należy także do najprzyjemniejszych, jednak warto zagłębić się w tę serię poetyckich apostrof, zwłaszcza jeśli jest się kobietą. Po wstępnej szamotaninie, po próbach dotarcia do tego o czym DROGI_ZAKODOWANY w ogóle jest, znalazłam tu wiele wspólnych z bohaterką miejsc, wiele tego wszystkiego, co choć nam się wydaje, że zostawiłyśmy wraz z serią złamanych serc we wczesnej młodości, to wciąż się kryje w zakamarkach pamięci i nadal kieruje naszymi życiowymi wyborami. Opowieść snuta przez Ewę Piątek jest jak seans terapeutyczny po trudnym rozstaniu, który może być naprawdę skuteczny zwłaszcza przez to, że nie stara się zagłaskać problemu, tylko wyciąga na wierzch i pokazuje w jasnym świetle to, co najbardziej bolesne.

Skomentuj

Omar

Czasami wydaje mi się, że to albo ja jestem jakaś nie tego, albo cały świat robi sobie ze mnie żarty. Tak jest w przypadku pozytywnych opinii na temat filmu Omar. Jak to możliwe, że widzowie nie zasypiają masowo na seansach? Jakież to światłe umysły są w stanie dopatrzyć się tu głębokiego sensu i wartości artystycznych? Co jest ze mną nie tak, że ja tego nie dostrzegam? Takie oto pytania towarzyszyły memu oglądaniu. Po seansie doszłam do wniosku, że nie warto było się tak męczyć.

Skomentuj

Władca liczb Marka Krajewskiego

Już dawno przestałam spodziewać się po kryminałach Marka Krajewskiego czegoś oryginalnego, stylowego czy zaskakującego. Ostatnio doszłam nawet do wniosku, że tak bardzo my (czyli czytelnicy) tęsknimy za Mockiem, wcale nie dlatego, że opisy jego przygód były szczególnie odkrywcze, ale dlatego że po prostu były pierwsze. Od wielu już lat dostajemy na jesień kolejny tom skonstruowany wedle tych samych zasad i cieszą mnie wypowiedzi autora o jego świadomej seryjnej produkcji oraz o tym, że jest rzemieślnikiem, a nie artystą słowa. Jednocześnie mam niemiłe wrażenie, że jest to tylko forma obrony przed krytyką, ponieważ ze stopnia pretensjonalności kolejnych tekstów wynika jasno, że gdyby ktoś jednak nazwał go mistrzem kryminału i przyznał jakąś znaczącą nagrodę literacką, to wcale by się pisarz nie obraził.

Komentarz

Biografia Audrey Hepburn autorstwa Alexandra Walkera

Czy jest ktoś kto nie lubiłby Audrey Hepburn? Trzeba by być chyba zupełnie ślepym, głuchym lub pochodzić z części świata gdzie nie ma kina, telewizji ani Internetu, by nie kochać tej największej z gwiazd Hollywood, przynajmniej tak myślałam do czasu aż zapoznałam się z książką Alexandra Walkera. Może to przez to, że za szybko ją przeczytałam, ale momentami miałam wrażenie, że mdli mnie z nadmiaru słodyczy, dobroci i anielskości. Absolutnie wszystko w tej brytyjsko-holendersko-amerykańskiej aktorce jest dla autora zachwycające, nawet jej wady są uroczo dziecinne i pełne wdzięku. Na szczęście z każdą stroną wspomnień o aktorce jesteśmy bardziej skłonni wybaczać i jej i biografowi idealizowanie wizerunku, ponieważ dołączamy zdanie po zdaniu do większości ludzkości przekonanej o tym, że jeśli ktoś kiedykolwiek zasługiwał na miano ideału, ikony czy wzoru, to z pewnością była to właśnie Audrey Hepburn.

Skomentuj

Trupia farma (The Body Farm)

Zimno się robi i ciemno za oknem, a to najlepszy znak, że zaczyna się na dobre sezon wgapiania się w brytyjskie seriale (do czego zresztą zachęcam nie tylko jesienno-zimową porą). Tym razem wybór padł na Trupią farmę. Serial ma już kilka lat, ale ja go dopiero odkryłam i mam wielką ochotę podzielić się tym odkryciem z każdym, kto lubi dobre kryminalne produkcje. Tytuł niezbyt dobrze się kojarzy, to fakt, ale nie warto się zniechęcać. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakieś science-fiction o farmie, gdzie hoduje się ludzkie ciała jak w jakimś Matriksie, ale nic z tych rzeczy. Chodzi bowiem o specjalną placówkę naukową na angielskiej prowincji, w której biolodzy i patolodzy badają jak ciało ludzkie zmienia się po śmierci w zależności od warunków w jakich przebywa. Był już kiedyś taki pomysł w serialu CSI: Las Vegas. Grissom miał coś na kształt trupiej farmy, ale tu sprawy poszły o wiele dalej.

Skomentuj

Partnerzy (Partners)

Jak wiecie, zawsze chętnie obejrzę serial komediowy z gatunku tych lżejszych, o krótkich odcinkach, tak, żeby było miło i wesoło (ale nie głupkowato) przy popołudniowej kawusi. Na cięższe rzeczy przychodzi czas po zmroku. Moim kolejnym miłym, lecz niezbyt ambitnym odkryciem jest serial Partnerzy. Ta produkcja ma wszystko by lekko i gładko usprawnić nam trawienie po obiedzie i nie nadwyrężyć nam zanadto spowolnionego całodzienną pracą umysłu. Humor jest prosty, ale nie wulgarny, jest rodzinnie i koleżeńsko, a aktorzy bardzo dobrze się kojarzą. W dodatku jest to świetna parodia tych wszystkich ,,poważnych” seriali o adwokatach z powołania, zgarniających wielkie pieniądze za każdą sprawę, jak na przykład Suits.

2 komentarze

Zacznijmy od nowa (Begin Again)

Zwiedziona zapowiedzią lekkiej, uroczej, nastrojowej rozrywki, zasiadłam radośnie do Zacznijmy od nowa, a tu zgroza. Zaatakował mnie uśmiech Keiry Knightley! Na szczęście jej szczęka jest tu najbardziej nieestetycznym zjawiskiem, co nie znaczy, że pozostałe komponenty dzieła są w porządku, bo tak nie jest. Film jest po prostu nudny i nijaki. Nie pomogło zaangażowanie znanych i w sumie dobrych aktorów, a nawet angaż Adama Levina, archetypowego wręcz gwiazdora rocka. Produkcja nie ma charakteru i za tydzień (jak dobrze pójdzie) w ogóle nie będę pamiętać, że coś takiego obejrzałam.

Komentarz

Rekin z parku Yoyogi Joanny Bator czytany przez Annę Dereszowską

O ostatniej książce Joanny Bator pisałam całkiem niedawno, a teraz, dzięki Bibliotece Akustycznej, która wydała audiobooka, mam okazję by zrobić to ponownie. Mogłoby się wydawać, że słuchanie tekstu, który już się przeczytało to straszna nuda, ale nic bardziej mylnego. Pod wieloma względami było to bogatsze doświadczenie niż kontakt z wersją papierowa.

Skomentuj

Sprawa dla dwojga

Czytałam na temat tego filmu same niepochlebne recenzje, ale i tak się wybrałam. Nie było łatwo, bo grali tylko w jednym kinie, ale za to w porządnym, bo w Kiniarni w szczecińskim Pionierze. Już się gotowałam na buczenie i wychodzenie widzów w trakcie, więc wyobraźcie sobie moje zaskoczenie gdy słyszałam jak wszyscy oglądający (a to raczej widzowie o wyrobionych gustach) co i rusz wybuchają szczerym śmiechem. Nie jest to, przyznaję, dzieło wybitne, nie ma ambicji artystycznych, ale jak dla mnie radość widzów jest najlepszą pochwałą i zachętą do wybrania się na seans.

Skomentuj

Dawca pamięci (The Giver)

Jakoś tak się złożyło, że ostatnio czwartkowe wieczory poświęcam na oglądanie filmów kierowanych do nastoletniej młodzieży, nad czym powoli zaczynam ubolewać, a nawet trochę sobie współczuję. Wczorajszy seans był jak na razie najgorszy z dotychczasowych. Dobrnięcie do końca Dawcy pamięci opłaciłam wewnętrzną walką z sennością i irytacją większą niż podczas oglądania Niezgodnej czy Igrzysk śmierci, do których ta produkcja jest niesłychanie podobna. Właściwie to taki miks tych dwóch filmów ze sporą dawka inspiracji Equilibrium (różnica polega głównie na obsadzeniu młodszych aktorów w rolach głównych).

12 komentarzy