Pomiń zawartość →

Miesiąc: lipiec 2014

Uparte serce. Biografia Poświatowskiej

Książkę Kaliny Błażejewskiej czytają lub już przeczytali wszyscy, a sądząc po opiniach wyrażanych na internetowych forach oraz w recenzjach prasowych, każdego ta lektura zachwyca. Cóż, mnie nie zachwyca. Nie znaczy to jednak, że mi się nie podobało, albo, że już do niej nie wrócę. Uparte serce podobało mi się bardzo i miałam z czytania dużo przyjemności, ale to świadczy tylko o tym, że mam nie najlepszy gust lub, że na wiele rzeczy potrafię przymknąć oko i się nie zniechęcać. Może gdybym czytała to jako nastolatka zachwyciłabym się tym sentymentalnym wzdychaniem, dziewczyńską ironią i tymi wszystkimi bzami i fiołkami nieco bardziej. A tak nie jestem fanką twórczości Poświatowskiej i już jestem pewna, że nigdy nią nie zostanę.

Skomentuj

Tost. Historia chłopięcego głodu

Film Tost oparty jest na autobiograficznej powieści autorstwa bardzo znanego brytyjskiego krytyka kulinarnego Nigela Slatera. Tę książkę dostałam w prezencie i pochłonęłam niemal natychmiastowo. Nie był to dobry pomysł, ponieważ wtedy intensywnie się odchudzałam, chodziłam wiecznie głodna, a Slater opisywał pyszności w taki sposób, że czytając o nich przeżywałam prawdziwe katusze. W dodatku główny bohater przez sporą część książki sam jest śmiertelnie głodny, ponieważ żadne z jego rodziców nie grzeszy talentem kulinarnym. Normalnie znalazłam swoje alter ego! Ostrzegam wszystkich potencjalnych czytelników, że każdy opisany tu smak od razu przenika do wyobraźni, miejcie się więc na baczności, bo nim się zorientujecie przerwiecie lekturę by iść spałaszować całą zawartość spiżarni (dobra, lodówki lub piwnicy).

Skomentuj

Young & Hungry

Młodzi i głodni w tym serialu są mieszkańcy i pracownicy pewnego wypasionego apartamentu należącego do biznesowego potentata Josha Kaminskiego. Ten przystojny (choć przypominający wampira) i przedsiębiorczy mężczyzna za pośrednictwem asystenta zatrudnia osobistego kucharza, którego zadaniem ma być dogadzanie podniebieniu szefa i jego często zapraszanym gościom. Ta intratna posada dostaje się uroczej Gabi Diamond (Emily Osment), która może i nie zna wszystkich stylów gotowania jakimi pochwaliła się w CV, za to smaku i tupetu jej nie brakuje.

Skomentuj

Jestem miłością (Io sono l’amore)

Jestem miłością to między innymi film kulinarny, ale oczywiście nie tylko. Jest tu piękny wątek miłosny oraz wspaniale pokazana złożoność życia rodzinnego. Dla mnie jest to przede wszystkim niezwykła podróż estetyczna. Ci, którzy nie lubią ,,sztywnej” klasyki czy refleksji nad sztukę mogą być tym filmem naprawdę znudzeni, mnie jednak ten klimat bardzo odpowiada. Jednak nawet ja, mimo całej sympatii do obezwładniającego piękna każdego kadru, czuję się tym filmem bardzo onieśmielona. Naprawdę może się człowiekowi zrobić głupio, że ogląda go w dresie, zajadając przy tym popcorn lub kanapkę z dżemem. Wyrafinowanie Jestem miłością wręcz każe widzowi przebrać się w najlepsze niedzielne ciuszki i zjeść dystyngowaną kolację, najlepiej przy dębowym stole i ze srebrnej zastawy. Takie to kino kulinarne.

2 komentarze

Szef (Chef)

Jak ktoś ma dziecko, to się wzruszy. Jak ktoś jest mięsożerny i mało wymagający kulinarnie, to się obślini. A jak ktoś tak jak ja jest bezdzietnym roślinożercom, to raczej się wynudzi i zniesmaczy niewybrednymi ,,męskimi” żartami. Jak na kino kulinarne przystało, w roli głównej w Szefie oczywiście jedzenie. Tym razem serwuje się widzom specjalności kuchni kubańskiej i amerykańskiej. Przez większość filmu patrzymy jak bardzo otyły i charyzmatyczny (tylko we własnym mniemaniu) Jon Favreau grający tytułową rolę, zamaszyście miota się w kuchni kładąc na talerze kolejne porcje tłuszczu, węglowodanów prostych i upieczonych części dużych ssaków. Do tego nie cichnący podkład muzyczny kubańskich hiciorów.

Komentarz

Jiro śni o sushi (Jiro Dreams of Sushi)

To, że wcześniej nie napisałam o tym filmie, świadczy tylko o wielkich emocjach z nim związanych, do których trudno mi się zdystansować. Zwykle gdy komuś o nim na żywo opowiadam, to aż się zapowietrzam z ekscytacji (jeśli mnie znacie, to wiecie o co chodzi). Jiro śni o sushi to wspaniałe doznanie estetyczne! Jest to film, który potrafi zmienić sposób patrzenia na świat, a nawet całe życie. Choć jest to dokument, to z czystym sumieniem mogę zaświadczyć, że nigdy jeszcze nie spotkałam się z tak wielkim ładunkiem poezji na ekranie. Nawet jeśli nie lubicie sushi, które zwyczajnie, ze względu na cenę, jest poza zasięgiem większości Polaków, to gwarantuję, że film wam się spodoba. Dla tych, którzy potrzebują inspiracji lub motywacji Jiro śni o sushi to prawdziwy skarb.

9 komentarzy

Kelnerka (Waitress)

Od dziś aż do wyczerpania się mojej twórczej weny (czyli jakiś tydzień to potrwa) tylko o jedzeniu.

Ten temat nigdy się nie nudzi, dla wielu osób jest bardzo osobisty, a w książkach i filmach prezentuje się bardzo plastycznie. W czasach, gdy jedzenie jest tak ściśle związane z utrzymaniem ładnej sylwetki (ze społecznym prestiżem, szacunkiem do samego siebie), jedzenie jest naszym największym wrogiem i przyjacielem jednocześnie, nic więc dziwnego, że tyle go w sztuce, nie tylko popularnej.

Skomentuj

Tammy

Byłam już naprawdę bliska napisania, że w sumie można się było tego spodziewać. Wszak dorobek aktorski Melissy McCarthy bazuje na rolach w rubasznych komediach, w których główne role na zmianę odgrywają wielki talent aktorki i jej nie mniejsza tusza. Chciałam was poinformować, że mamy aktorkę nie pierwszej wielkości, jeszcze nie docenioną, i średniawą komedyjkę z durnowatymi żartami z podtekstem seksualnym. Wtedy do mnie dotarło, że przecież grają tu także Susan Sarandon i Kathy Bates, a im wielkości (a nawet kultowości) odmówić nie można. No i zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem gwiazdy nie dostrzegły w tym scenariuszu czegoś, co memu prostemu rozumowi gdzieś umknęło. A oto efekt moich przemyśleń.

4 komentarze

Więzy krwi (Blood Ties)

Wspólnym elementem większości recenzji jakie przeczytałam przed obejrzeniem Więzów krwi, jest powoływanie się na innych twórców i inne dzieła, do których rzekomo ten film nawiązuje. Było (i jest) tego znacznie więcej niż zwykle, co sprawia wrażenie, jakby ktoś się usprawiedliwiał, a jednocześnie coś nam nakazywał. Taki jakby szantaż emocjonalny, bo niby tobie osobiście to na co patrzysz nie podchodzi zupełnie, ale trzeba się zachwycać, bo tyle kultowych produkcji i wielkich nazwisk za tym stoi. Cóż, nie bardzo mnie obchodzi zdanie poważnych recenzentów, szczególnie w momencie, gdy najzwyczajniej w świecie cierpię w kinowym fotelu.

Komentarz

Grand Budapest Hotel

Kończymy dzisiaj tydzień absurdalny i wkraczamy w tydzień kulinarny. Wraz z nowościami (Więzy krwi i Tammy), w nadchodzących dniach cofnę się pamięcią do moich ulubionych filmów i książek o jedzeniu, ponieważ zdałam sobie sprawę, że kącik gastronomiczny już od dawna nie był zasilany nowymi tekstami. A dziś komedia Wesa Andersona, która ukazuje się właśnie na DVD. Dla fanów tego reżysera będzie to z pewnością zakup obowiązkowy, dla mnie niekoniecznie. Jest to film zachwycający pomysłowością i różnorodnością, który mimo widowiskowych fajerwerków i wielkich nazwiska, pozostawia widza (no dobra, mnie) zupełnie obojętnym na to co widzi na ekranie. Tak jednak chyba zwykle jest z baśniowo-absurdalnym fabułami, które są przede wszystkim formą i popisem umiejętności twórczych.

Skomentuj