Pomiń zawartość →

Miesiąc: luty 2014

1Q84 Harukiego Murakamiego czytane przez Marię Seweryn i Piotra Grabowskiego

Niestety tym razem nie będzie zachwytów. Zbrzydzili mi normalnie audiobooka złym doborem lektorów, a właściwie lektorki. O ile głos Piotra Grabowskiego jest jak najbardziej na miejscu (ciepły, spokojny, głęboki, tak jak głos Tengo powinien brzmieć) o tyle obsadzenie w roli Aomame Marii Seweryn było zupełną pomyłką. Zimna jak lód, precyzyjna i opanowana postać mówiąca energicznym i momentami trochę histerycznym głosem Marii Seweryn to wielkie rozczarowanie. Przecież właściwe zgranie głosu lektora do wyobrażeń czytelników o postaci to klucz do nagrania dobrego audiobooka. Przez to, że tym razem tak się nie stało, nie mogłam w ogóle skupić się na wypowiadanych słowach. Rozdziały czytane przez Piotra Grabowskiego to prawdziwa przyjemność, wprowadzająca słuchaczy w spokojny, refleksyjny, medytacyjny stan pozornego nicsięniedziania. Gdy jednak pora na Aomame i słyszymy panią Seweryn (którą swoją drogą bardzo lubię jako aktorkę), to cały czar prozy Murakamiego pryska. Głos ten pasowałby do postaci nieco postrzelonej, przebojowej młodej kobiety, ale w ogóle nie przystaje do Aomame. W dodatku wyjątkowo przykra w tym wypadku była dla mnie maniera aktorki, przez którą zatraca się sens poszczególnych zdań. Nie lubię także gdy lektorzy zdają się sami zaskoczeni tym co czytają, tak jakby pierwszy raz widzieli tekst na oczy. Czy was także drażni gdy ktoś wypowiada zdania twierdzące tak jakby to były pytania, z zawieszoną intonacją?

Komentarz

Zemsta ubiera się u Prady Lauren Weisberger

Kontynuacja wielkiego hitu jakim była książka (a potem film) z diabłem w tytule pod żadnym względem nie jest dobrą literaturą. Ta ,,powieść” nie ma ważnego tematu, wiarygodnych psychologicznie postaci, nie wyróżnia się także fantastyczną technika pisarską autorki. Z pewnością po tej lekturze nie zmienicie swojego sposobu patrzenia na świat, ani też nie dokonacie rewolucyjnych zmian w swoim życiu. Jak się domyślacie, są to zazwyczaj dla mnie wystarczająco dobre powody by nie sięgać po coś takiego, ale nie w tym przypadku. Przyznaję się bez bicia, że czytanie radosnej twórczości byłej domniemanej pracownicy Anny Wintour od lat jest dla mnie wstydliwą przyjemnością i choć głupio mi to czytam i będę czytać dalej wszystko co wyjdzie spod ręki tej uroczej i mało utalentowanej blondynki.

Skomentuj

Ani słowa więcej (Enough Said)

Właściwie to opinię o tym filmie, jakie przeczytałam przed jego obejrzeniem okazały się trafne. Niby nikt mnie nie okłamał, bo zaprawdę jest to opowieść o dwójce inteligentnych Amerykanów w dość już dojrzałym wieku, z których każde ma za sobą rozwód, cierpi na syndrom pustego gniazda i próbuje sobie czymś zapełnić pustynię uczuciowego życia. Z tych względów Eve (Julia Louis-Dreyfus) i Albert (James Gandolfini), którzy spotykają się na przyjęciu, decydują się na pierwsze randki, choć zgodnie przyznają, że nie czują do siebie szczególnego pociągu. Zgadza się też to, że z powodu ich wcześniejszych doświadczeń nie jest łatwo zacząć nowy związek, szczególnie, że oboje nie są chętni do kompromisów czy ustępstw. Mamy samo życie, liczne komplikacje i trudne rozmowy z córkami i byłymi małżonkami. Wszystko się zgadza, poza tym, że wszyscy kłamią, że to jest komedia.

Komentarz

Nauczycielka (A Teacher)

a_teacherOglądając zapowiedź Nauczycielki, od razu pomyślałam o wspaniałych Notatkach o skandalu z Cate Blanchett i Judi Dench. Jeszcze będąc nauczycielką próbowałam zrozumieć dlaczego filmowy wątek romansu starszej kobiety i nastolatka w szkolnych realiach budzi znacznie więcej emocji niż na przykład filmy o romansie starszego pedagoga i młodej uczennicy. Jest w tych opowieściach jakiś posmak zakazanego owocu, społecznego tabu i to w dodatku przesiąkniętego świadomością, że wszystko co widzimy na ekranie zmierza do nieuchronnej, końcowej katastrofy, bo chyba nie wyobrażamy sobie innego zakończenia niż wielkie bum. W Notatkach o skandalu otrzymaliśmy dogłębne studium kobiecej psychiki. Mogliśmy obserwować początek znajomości, wybuch romansy oraz wielki skandal. W Nauczycielce jest zupełnie inaczej, chociaż niby tematyka ta sama i tak dobrze wszystkim znana.

Skomentuj

Idiota za granicą (An Idiot Abroad)

Już z pierwszym odcinkiem paradokumentalnego serialu Idiota za granicą poczułam, że wreszcie znalazłam idealne show podróżnicze. Jakoś nie przemawiają do mnie tradycyjne formaty, w których opalony bosy pan w średnim wieku lub opalona blondynka w bojówkach, jeżdżą po świecie zachwycając się absolutnie każdym przejawem innej niż zachodnioeuropejska kultury. Dodać należy, że najczęściej pokazywane atrakcje, choć znajdują się na końcu świta, są nam dobrze znane i należą do nich największe budowlane cudaki turystyczne oraz specjały lokalnej kuchni (też ciągle te same). W Idiocie za granicą dla odmiany niewiele nas może zachwycić, ale za to odrzucić czy obrzydzić już bardziej i takie zwiedzanie świata mocno do mnie przemawia.

Komentarz

Witam panie (Hello Ladies)

Dzisiejszy wpis zacznę może od wyznania dotyczącego innego serialu. Przyznaję zatem, że uwielbiam serial Louie Louisa C.K. Pierwsze odcinki były dla mnie prawdziwym szokiem, a z każdym kolejnym żałowałam, że nie ma więcej takich produkcji. Na szczęście wraz z pojawieniem się Hello Ladies brytyjskiego komika Stephena Merchanta zyskałam kolejnego ulubieńca. Podejrzewam, że większość widzów oglądających tę produkcję może poczuć frustrację, żal, a nawet nienawiść do głównego bohatera. Zapewniam jednak, że przy odrobinie dystansu i autoironii, można oglądając Hello Ladies poczuć przyjemność, jaką daje tylko śmianie się z własnych wad i słabości.

Skomentuj

Czarne żagle (Black Sails)

czarny-zagielZ tym serialem cofamy się radośnie do czasów, gdy po Atlantyku piraci hulali w najlepsze. Na wstępie poznajemy wesołą gromadkę, której kapitan szuka mitycznego skarbu, czyli poluje na hiszpański galeon z ogromnymi zasobami złota. Niestety coś ciągle staje mu na drodze do zdobycia pewnej kartki, zawierającej rozkład trasy pożądanej łajby. Nie dajcie się jednak zwieść, że jest to serial o piratach i piraceniu. Wszystkie odcinki jakie obejrzałam do tej pory, rozgrywają się głównie na lądzie, lub w jego pobliżu. Piracka wyspa, pełna nie tylko rabusiów, ale także prostytutek i wszelkiego rodzaju handlarzy, to chaotyczna sceneria, po której poruszają się podobni do siebie nawzajem jak dwie krople wody bohaterowie. Bardzo szybko akcja zamienia się w typowy, przesiąknięty drobnymi spiskami i intrygami slaby dramat historyczny, momentami bardzo przypominający jakąś kiczowatą, nastoletnią fantazje erotyczną.

3 komentarze

Ona (Her)

Ona to dość niecodzienna opowieść poruszająca problem miłości i innych wzajemnych relacji między dwoma osobowościami, z których niekoniecznie każda jest człowiekiem z krwi i kości. Pytanie zadawane przez reżysera Spike’a Jonze’a zdaje się dotyczyć tego, jakie znaczenie ma fizyczność ukochanej czy ukochanego, kiedy z całego serca kochamy jego wnętrze. Oczywiście wiele razy poruszano już ten temat w kinie, ale chyba nigdy twórcy filmowi nie poszli w analizie uczuć aż tak daleko. Nie ma tu jednoznacznych sądów ani opinii, a jedno czego jestem pewna, to mocne wrażenie jakie Ona robi na widzach. Zapewne to właśnie intensywna gra na emocjach sprawiła, że do kina w walentynki pocisną tłumy właśnie na to. Powiem szczerze, że na święto zakochanych osobiście bym nie wybrała właśnie tej melancholijnej projekcji, ale kto by mnie tam słuchał.

Komentarz

Helix

Pojawienie się serialu Helix uratowało mi normalnie filmowo zimę. Gdy za oknem było straszliwie mroźno, mogłam sobie spokojnie siedzieć pod kocem i oglądać doktorów, którzy utknęli na Arktyce i walczą ze śmiertelnym, zmutowanym, kosmicznym wirusem. Kto by się przejmował, że jest -12, gdy ci biedacy na ekranie mają -50. A tak poważnie, to wszystkich zachęcam do oglądania Helixa, ponieważ to naprawdę świetna zabawa. Produkcja jest może skromna pod względem finansowym (raczej wnętrza się nie zmieniają i nie ma mega znanych aktorów), ale za to jest naprawdę bogata jeśli chodzi o sposoby na pobudzenie ciekawości widzów.

4 komentarze

Muszkieterowie (The Musketeers)

Nie jest totalnie beznadziejnie, ale liczyłam na znacznie więcej. To w końcu Trzej muszkieterowie! Przyznaję, że może i moje podejście nie jest właściwie. Nie jestem wcale obiektywna jeśli chodzi o tę historię, ponieważ do opowieści o dzielnych muszkieterach mam bardzo sentymentalny stosunek. Adaptację powieści Aleksandra Dumasa z 1973 roku widziałam chyba z tysiąc razy i jest to jeden z najjaśniejszych telewizyjnych promyków mojego dzieciństwa. Bez pociesznej twarzy D’Artagnana granego przez Michaela Yorka nie wyobrażałam sobie wprost żadnych świąt (zwłaszcza wielkanocnych; teraz puszczają nam na zmianę Potop i Chłopów). Wszystko mi się w tym filmie podobało, a już zwłaszcza aktorzy, z dużym dystansem i humorem wcielający się w swoje role. Kto może zapomnieć niebezpieczną i oziębłą jak zima Milady De Winter zagraną przez Faye Dunaway? A jaka wspaniała była Raquel Welch jako Konstancja! Do tego każdy z muszkieterów był intrygującą indywidualnością. Tu wszystko było jak trzeba i może dlatego nie mogę się przyzwyczaić do zdecydowanie niższego poziomu nowej serialowej wersji stworzonej przez BBC.

5 komentarzy