Pomiń zawartość →

Miesiąc: styczeń 2014

Detektyw

Jak już się zdążyłam zorientować, to serialem Detektyw trzeba się koniecznie zachwycać, bo jak się ktoś nie zachwyca, to jest debilem nie ogarniającym zupełnie filozoficznych kontekstów. Otóż ja się nie zachwycam, mnie się nie podoba i powoli mam już dosyć tego widowiska. Mam takie wrażenie, że niektórzy uważają za wartościowe takie twory kultury, które wydają im się trudne i takie niezrozumiałe, bo wtedy można się snobować na bycie inteligentem. Detektyw idealnie trafia w gusta właśnie takiej widowni (czemu mam wrażenie, że to głównie młodzi mężczyźni z dużych miast, którzy chodzą w szarych swetrach i noszą okulary w czarnych oprawkach?). Niestety, z racji tego, że jestem zupełnie pozbawiona inteligenckich zapędów, nie kupuje tego widowiska.

5 komentarzy

Złodziejka książek

Złodziejka książek to bardzo słaba ekranizacja takiej sobie powieści, więc jeśli jesteście fanami jednego lub drugiego, to lepiej dalej nie czytajcie. Moim skromnym zdaniem takie jak to filmiszcza podobać się mogą tylko albo bardzo niewyrobionym czytelnikom, albo bardzo młodym widzom, którzy w kinie szukają głównie łatwych wzruszeń, uniwersalnych prawd i pokrzepiających złotych myśli. Reszcie szczerze odradzam ten morderczo nudny długi seans. Zapewniam, że ten dramat wojenny to niewart ceny biletu sentymentalny gniot, który w dodatku może was naprawdę zirytować, ponieważ po raz kolejny pokazuje się tu jak to sami Niemcy strasznie się namęczyli i nacierpieli w czasie II wojny światowej. Nie dość, że na niemieckiej prowincji było zimno i głodno, to w dodatku nieszczęśni obywatele III Rzeszy mieli utrudniony dostęp do dobrej literatury. No normalnie skandal! Jestem pewna, że szczególnie polscy widzowie będą intensywnie współczuć bohaterom.

Skomentuj

Austenland

Wszystko wskazywało na to, że Austenland może się stać jednym z moich ulubionych filmów. Opis naprawdę był zachęcający i zapowiedź także. Mamy oto młoda Amerykankę Jane Hayes (w tej roli raczej już nie młoda ale bardzo ładna Keri Russell), która ma absolutnego bzika na punkcie Jane Austen, a szczególnie Dumy i uprzedzenia. Ta nieszczególnie oryginalna pasja przejawia się u kobiety głównie skupowaniem staroświeckich rupieci i dekorowaniem nimi pokoju. Oczywiście Jane pasjami ogląda również pewną (wiadomo którą) ekranizację i marzy intensywnie o poznaniu własnego pana Darcy’ego. No ile można popsuć w takiej fabule?

4 komentarze

Miedza Andrzeja Muszyńskiego

Miedza mnie poruszyła i sprawiła, że w jakiś magiczny sposób przeniosłam się w czasy dzieciństwa. Ten zbiór opowiadań, których akcja, poza przedostatnim, rozgrywa się w niewielkiej wsi na południu Polski, to rzecz absolutnie niezwykła. Choć jest to niewielki objętościowo tomik, zapewniam, że przebrnięcie (przepłynięcie) przez te strony zajmie wam naprawdę wiele czasu. Najbardziej chyba urzekło mnie to, że zdania stawiają aż taki opór przy czytaniu. Nie ma gładkich fraz, sprawiających przyjemność czytelnikowi. Nasze estetyczne doznania zupełnie nie interesują autora i bardzo się z tego cieszę, ponieważ stworzony przez niego narrator wydaje mi się przez to prawdziwszy. Od razu widać, że to pisał prawdziwy facet doświadczony życiem, a nie jakiś przerafinowany salonowy ciepluch. Taką literaturę lubię.

Komentarz

Ratując pana Banksa

Na seanse tego filmu przyciągać mają postaci dwojga głównych bohaterów, czyli Walta Disneya i Pameli Travers. O ile pani Travers i jej kultowe książki są (jak podejrzewam) raczej średnią atrakcją dla polskiego widza, to na Walta Disneya z pewnością pójdą tłumy, oczywiście z sentymentu. Grany przez Toma Hanksa starszy pan z wąsikiem jest symbolem szczęśliwego dzieciństwa dla całej masy przedinternetowych dzieciaków takich jak ja, które z niecierpliwością oczekiwały kolejnej niedzielnej dobranocki czy sobotniego Walt Disney przedstawia. Niestety samego Disneya jest tu znacznie mniej niż można by się spodziewać, a bliżej mi nieznanej do tej pory panny Travers zdecydowanie za dużo. Swoją drogą to bardzo ciekawe, dlaczego stworzona przez nią postać guwernantki Mery Poppins jest tak popularna w USA, a tak jeszcze mało znana w Polsce.

Skomentuj

Sierpień w hrabstwie Osage

Zapowiadało się na tradycyjne, rodzinne pitu pitu w amerykańskim stylu. Że niby zjadą się do rodzinnego gniazda wszyscy dawno nie widziani krewni, których zjednoczy tragedia rodzinna. Spodziewałam się sporej porcji żalów i złośliwości oraz ckliwego zakończenia, ukazującego, że i tak więzi rodzinne są najsilniejsze i jak ludzie się kochają to wszystko sobie wybaczą. Nic z tych rzeczy, moi drodzy. Co prawda jest rodzinna tragedia, bo senior rodu, czyli tatuś alkoholik popełnia samobójstwo, a jego hiper złośliwa żona ma raka jamy ustnej i poważny problem z prochami, ale to jak rozkładają się akcenty w rodzinie po pogrzebie jest naprawdę totalnym zaskoczeniem. Nie ma tu typowych złośliwostek i rodzinnego wbijania szpil (w czym zazwyczaj specjalizują się wredne matki, nie tylko w Polsce). Nikt tu się nie bawi w takie subtelności. Zamiast szpilek złośliwości są kule armatnie nienawiści. Akcja jest pełnokrwista, realistyczna i żywiołowa. Bohaterowie kąsają się do krwi, wywlekając liczne krzywdy, a zapewniam, że praktycznie każdy ma tu o co mieć do Boga i rodziny pretensje.

Skomentuj

Wilk z Wall Street

Nie będę błyszczeć intelektem i porównywać tego filmu do poprzednich dzieł Scorsese. Nie bardzo interesuje mnie podobieństwo do Chłopców z ferajny oraz fakt iż Leo DiCaprio został nową muzą znanego reżysera. Napiszę wam po prostu dlaczego Wilk z Wall Street tak strasznie, wręcz niemożebnie mnie umęczył. Zapewniam, że przebrnięcie przez trzy godziny seansu było dla mnie bardzo trudne, ponieważ tu się zwyczajnie nic nie dzieje, nie tak naprawdę. Rozlazła fabuła, bez jakiejś wyraźnej, scalającej wszystko osi, bez przełomowych momentów czy przemiany bohatera, to coś wręcz okrutnego w stosunku do widzów, którzy muszą to cudo w stylu Kac Vegas aż tak długo oglądać. Podejrzewam również, że to właśnie głównie ze względu na duże podobieństwo do kultowej w niektórych kręgach kolesiowej komedii, Wilk cieszy się w kinach aż tak dużą frekwencją.

Komentarz

American Hustle

Przyznam szczerze, że nie rozumiem zachwytów nad American Hustle ani licznych nominacji do Oscarów aktorów w tej produkcji grających. Uważam, że potencjał jaki niosła ze sobą oparta na faktach historia oszusta Irvinga Rosenfelda (Christian Bale) i jego wspólniczki Sydney Prosser (Amy Adams) został zmarnowany. Najbardziej wyeksponowany jest tu wątek sensacyjny, który ani nie wciąga, ani nie intryguje, a wymyślne finansowe przekręty zostały tu silnie stłumione przez obyczajowe tło, przez co cały film przypomina sentymentalne love story.

Komentarz

666 Park Avenue

Miejscem łączącym wszystkie wątki tego serialu jest tytułowy adres, czyli ogromna, wystawna, przedwojenna kamienica w samym sercu Nowego Jorku, która nosi miano The Drake, czyli smok. Pod ten bardzo prestiżowy adres wprowadza się para miłych, ładnych i prostodusznych młodych ludzi. Henry (Dave Annable) jest prawnikiem marzącym o pracy dla burmistrza, a Jane (Rachel Taylor) fascynuje się konserwacją zabytkowych budynków. Na zamieszkanie w Drake stać ich tylko dlatego, że otrzymują tu okazję na dorobienie jako zarządcy budynku. Bardzo szybko okazuje się, że wymiana żarówek czy porządkowanie piwnicy są doskonałymi okazjami do poznania zadziwiająco tajemniczych losów mieszkańców kamienicy oraz jej właściciela, czyli urzędującego w penthousie demonicznego Gavina Dorana (Terry O’Quinn).

2 komentarze

Sekretne życie Waltera Mitty

Sekretne-ZyciePodejrzewam, że każdy z nas, na wzór bohatera granego przez Bena Stillera, ma w głowie własne, alternatywne, pasjonujące życie, które nie ma nic wspólnego z tym, co robimy w realu (ja w moim na przykład wcale nie spędzam dni przed komputerem, ale w górskiej chatce, a na podwórku mam gospodarstwo eko-agro-turystyczne). Walter Mitty różni się jednak od zwykłych ludzi tym, że jego momenty ucieczki od rzeczywistości są znacznie częstsze i bardziej żywe niż nasze. Mężczyzna zawiesza się na długie minuty, w czasie których odbywa dalekie podróże i doświadcza ekscytujących i egzotycznych przygód. Materiału do fantazjowania ma aż nadto, ponieważ zarabia na życie obróbką zdjęć dla czasopisma LIFE, gdzie publikują najsławniejsi podróżnicy naszych czasów. Jeden z nich właśnie, niejaki Sean O’Connell (Sean Penn) na koniec swojej kariery (zamykają LIFEa) sprawił panu od zdjęć brzemiennego w skutki psikusa.

Skomentuj