Pomiń zawartość →

Miesiąc: maj 2013

Bejbi blues

Z okazji niedawno obchodzonego Dnia Matki, postanowiłam obejrzeć sobie coś długo odkładanego, ale bardzo w klimacie, czyli Bejbi blues Katarzyny Rosłaniec. To był błąd. Źle jest pokazywać podobne rzeczy osobom, które mają dzieci, ponieważ będą one narażone na silne negatywne emocje. Równie źle jest je pokazywać komuś, kto potomstwa nie posiada, ponieważ już na zawsze może się zniechęcić do macierzyństwa.

Skomentuj

Daję nam rok

Mieszanka pomysłów ludzi pracujących wcześniej nad Notting Hill, Boratem i Dziennikiem Bridget Jones okazała się dla mnie niestrawna. Dziwna papka filmowa wynikła ze współpracy to połączenie kabaretu (w najgorszym, na przykład polskim, wydaniu) i taniego romansidła. Aż szkoda mi było aktorów, którzy w tym grali.

Skomentuj

U niej w domu

Nie jest to może dzieło godne Złotej Kaczki na Festiwalu w Pekinie, ale też nie ma zupełnego rozczarowania i tragedii. Oczywiście na podstawie zapowiedzi można było liczyć na coś bardziej perwersyjnego i wciągającego, ale jeśli ktoś lubi dobre (literackie) historie to mu się U niej w domu z pewnością spodoba.

Historia rozpoczyna się banalnie. Podstarzały nauczyciel rozczarowany swoim brakiem dokonań oraz coraz gorszymi uczniami pojawiającymi się w jego liceum, natyka się nagle na prawdziwy diament, w postaci Claude’a Garcii. Uczeń przejawia ogromny talent do snucia opowieści i szybko nawiązuje specyficzną grę ze swoim mistrzem. Na pewno znacie ten stan, to uczucie w żołądku, gdy dostaje się w wasze łapki książka, na którą długo czekaliście, wiedząc, że będzie dobra, a potem nie możecie się odkleić od pomysłowej fabuły przez kilka dni, aż do ostatniej strony. Zagorzałym czytelnikom zdarzają się takie stany totalnego oczarowania literaturą, gdy są wręcz wyłączeni z normalnego funkcjonowania (mnie samej zdarza się to dosyć często, co chyba niezbyt dobrze świadczy o moim guście literackim; ostatnio miałam tak przy Filarach Ziemi, aż wstyd się przyznać). Właśnie takie coś spada na Germaina, choć już myślał, że o literaturze wie wszystko i nic ciekawego go więcej w nie czeka.

Skomentuj

Zmień swoje życie z Ewą Chodakowską

Jako weteranka wszelkich rewolucyjnych zmian zalecanych przez literaturę poradnikową, a także do niedawna fanka ćwiczeń z Ewą Chodakowską, postanowiłam się wypowiedzieć na temat jej nowej ,,książki”, choć jak zapewne zauważyliście, preferujemy tu raczej prawdziwą literaturę.

No, ale nawet najbardziej zagorzały mól książkowy musi się czasem ruszyć, żeby nie obrosnąć mchem w fotelu i nie roztyć potwornie.

16 komentarzy

1Q84

Podobnie jak w 1984 George’a Orwella, czyli w dziele, którego fantastyczne przepowiednie dotyczące przyszłości od lat już sprawdzają się w rzeczywistości i to z zadziwiającą dokładnością, w 1Q84 również mamy do czynienia z inwigilacją na szeroką skalę. Zamiast jednak Wielkiego Brata, bohaterów japońskiej powieści obserwują Little People. Stanowią oni tajemniczy wytwór wyobraźni członków pewnej sekty religijnej, która staje się nieoczekiwanie ważnym elementem opowieści snutej przez zbiegłą ze zgromadzenia nastolatkę.

4 komentarze

Wielki Gatsby

Wielki-GatsbyJak tak się przegląda recenzje z Wielkiego Gatsby’ego, to dochodzi się do wniosku, że właściwie ten film to jedna wielka katastrofa i zawód ogromny dla oczekiwań widzów. Tymczasem nie jest wcale aż tak źle, jakby mnożna by sądzić, a o wszelkie minusy obwiniałabym raczej literacki pierwowzór, a nie rozbuchaną adaptację Baza Luhrmana. Ta wielka amerykańska powieść jakoś nie robiła na mnie nigdy specjalnego wrażenia, ale ja tam się nie znam. Może to i dobre, ale po trzykrotnej lekturze podejrzewam, że wszyscy chwalą, bo tak wypada, a też nie za bardzo ogarniają, o co tyle szumu.

2 komentarze

Niebo w gębie

Film Niebo w gębie to typowy przykład kina gastronomicznego, które absolutnie uwielbiam. Dlatego też, mimo wielu braków i niedociągnięć, i tak chciałabym by obejrzało go jak najwięcej widzów. Idealną do tego okazją będzie z pewnością zbliżający się Dzień Matki. Jestem pewna, że wasze mamy (a pewno i babcie) bardzo się ucieszą z takiego wspólnego seansu, ponieważ jest to autentyczna pochwała wszystkich domowych wspaniałości jakie przyrządzały nam mamy i babcie w dzieciństwie, i do których potem całe życie tęsknimy.

Skomentuj

Hipnotyzer

Ten film jest tak słaby, że mógłby uchodzić za polską produkcję. Po raz kolejny nabrano widzów na urok skandynawskiego kryminału, tyle że ta kinowa produkcja ani specjalnie kryminalna, ani urokliwa nie jest. Owszem mamy morderstwo, i to nawet potrójne, ale znacznie więcej tu wątków obyczajowych i elementów horroru, niż dobrego kryminału.

Hipnotyzer jest reklamowany jako świetna ekranizacja bestsellera niejakiego Larsa Keplera (a zna go ktoś?), oraz szwedzka propozycja oscarowa. Słabo widzę jakoś te Oscary. Jak dla mnie, to co najwyżej średniej jakości filmiszcze popołudniowe lub do obejrzenia po wieczornym dzienniku. Takie sentymentalno-straszne okruchy życia, bazujące na utartych schematach fabularnych. Nie wiem zresztą czemu aż tak mnie to zaskoczyło. Powiedzmy sobie szczerze – większość tego, co nam się wciska jako skandynawski kryminał, to straszna chała i potworne nudziarstwo. Nie zachwycają mnie te śnieżne krajobrazy, wieczny mrok, białe rustykalne wnętrza i wiecznie przygnębieni ludzie mordujący się w dziwny sposób. Przyznam się też, że nawet saga Millenium mnie nie zachwyca. Nie zachwyca mnie w ogóle ani książka, ani film, ani kolejny film. Przegadane to i napisane bez wyczucia, dramaturgii czy talentu. Pod tym względem Hipnotyzer dobrze pasuje do tego gatunku.

Skomentuj

Stoker

Dawno wizyta w kinie nie sprawiła mi aż takiej radości. Stoker to prawdziwa uczta kinomana, która na tle tandetnych amerykańskich produkcji o superbohaterach, które właśnie wchodzą do kin, jest prawdziwym filmowym klejnotem. Nie ma tu absolutnie żadnych zbędnych elementów, a każde słowo, każde ujęcie są dokładnie przemyślane i wkomponowane w budzącą fascynację i przerażenie całość.

Być może mój zachwyt jest spowodowany dużym przywiązaniem do poprzednich filmów reżysera i autora zdjęć do Stokera. Rzeczywiście trylogia o zemście, a szczególnie już Oldboy na zawsze zaciążyły na moim rozwoju psychicznym. Bardzo cieszy mnie też fakt, że podobnie jak w Stokerze, w nowym filmie Parka intryga również zawiązuje się wokół zbrodni sprzed lat, kazirodczego związku i oczywiście jedzenia. (Pamiętacie jak w koreańskim przeboju Parka główny bohater wcina pierożki i wielgachną żywą ośmiornicę? W jego amerykańskim dreszczowcu również nie za zabrakło takich smakowitości).

Skomentuj