Pomiń zawartość →

Kategoria: Japonia

Prawdziwe JA japońskiego mistrza prozy, czyli o Pierwszej osobie liczby pojedynczej Harukiego Murakamiego

Niewiele jest rzeczy, na które czekam z takim zapałem i natężeniem niż nowe książki Murakamiego. Gdybym miała być całkiem szczera, ta proza jest na topie…

Skomentuj

Tetsuya Honda, Przeczucie

Wszyscy piszą, piszę i ja. Przyznam, że spodziewałam się wiele po tej książce (bo wcześniej nie czytałam żadnego japońskiego kryminału), dlatego może też tak bardzo mnie rozczarowała. Czytając, miałam wrażenie, że autora interesuje tylko jedno i nie są to plastycznie napisane, wiarygodne postaci, dobrze oddane realia czy klarownie opisana acz wciągająca intryga kryminalna. Tym, w czego opisywaniu lubuje się pan Honda najbardziej, jest policyjna hierarchia. To, kto przed kim odpowiada, co można komu powiedzieć i na jakie sposoby okazuje się w tokijskich organach ścigania szacunek przełożonym, to jakieś dwie trzecie objętości tego dosyć pokaźnego tomu. W moim osobistym odczuciu, brak umiaru w rozpisywaniu się na ten temat bardzo szkodzi ogólnej wartości fabuły, ale oczywiście zachęcam każdego do wyciągnięcia własnych wniosków z lektury Przeczucia.

Skomentuj

Haruki Murakami, Zawód: powieściopisarz

Każda nowa książka Murakamiego to dla mnie jak Gwiazdka i urodziny w jednym. Z tej także bardzo się cieszę, nawet jeśli nie jest to fabuła, a zbiór esejów dotyczących pracy autora powieści. To nadal ten sam styl, ten klimat swobodnej pogawędki z kimś skromnym, normalnym i bardzo inspirującym, ten sam przekaz, do którego przywykliśmy przez te wszystkie lata. Japoński powieściopisarz dzieli się z nami przemyśleniami, jakie wysnuł na podstawie trzydziestu pięciu lat wytężonej i efektywnej pracy nad swoimi tekstami. Można potraktować te eseje (a właściwie mini odczyty) jako rodzaj autobiografii, albo jak list do wszystkich przyszłych powieściopisarzy długodystansowych. Jeśli jesteście ciekawi z jakimi niedogodnościami, trudami i profitami wiąże się ta praca, a do tego ciekawi was jakie cechy trzeba mieć by wytrzymać taki katorżniczy wysiłek i presję psychiczną, to zachęcam do lektury.

Komentarz

Fumio Sasaki, Pożegnanie z nadmiarem: minimalizm japoński

Każdą książkę o minimalizmie czytam z przyjemnością i ciekawością, bo z każdej (nawet z najbardziej płochego poradnika) można się czegoś dowiedzieć. Z tą propozycją wiązałam bardzo duże nadzieje, gdyż już od jakiegoś czasu śledziłam na YouTubie poczynania pana Sasaki, człowieka, który ma tak mało, że to innych aż szokuje. Być może ze względu na to, że już do wielu lat interesuję się minimalizmem i wprowadzam go czynnie w życie, książka ta nie zrobiła na mnie jakiegoś ogromnego wrażenia. Zauważyłam, że autor się powtarza i serwuje nam często banały. Przyznam też, że denerwowały mnie jego dociekania natury psychologicznej czy filozoficznej, które spokojnie mieści na połowie strony. Myślę sobie jednak, że dla kogoś, kto nigdy nie słyszał o minimalizmie, dla jakiegoś nieszczęśliwego maksymalisty, którego ilość spraw i rzeczy w życiu przytłacza, ten poradnik może być rewelacyjnym początkiem i inspiracją do radykalnych zmian.

2 komentarze

Michael Dylan Foster, Yōkai. Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej

Ta książka otwiera przed czytelnikami drzwi do zupełnie innego wymiaru kultury, a ci, którzy (niekoniecznie profesjonalnie) upodobali sobie japońskość w każdej postaci, będą nią zwyczajnie oczarowani. Oto kolejny fenomen związany z Krajem Kwitnącej Wiśni. Podczas gdy reszta świata odcina się od swoich korzeni, a folklor jest uważany za przejaw zacofania i prymitywizmu, Japończycy nadal czerpią ze swej ludowości pełnymi garściami, twórczo przekształcając niesamowitości z dawnych czasów, w najbardziej widowiskowe fenomeny współczesnej kultury popularnej. Najwspanialsze jest to, że dzięki ich świadomości wartości tego, co niezwykłe i tajemnicze, tak wiele z dawnych legend zostało ocalonych i może kontynuować swój kulturowy żywot w zmienionej formie i to nawet poza granicami Japonii. Polecam tę książkę każdemu, kogo interesują źródła wspólnej nam wszystkim kultury popularnej. Nie tylko bowiem mangi i anime, ale też wiele gier komputerowych czy filmów czerpie całymi garściami z tradycji yōkai, z czego nie do końca zdajemy sobie sprawę, a czego Japończycy są jak najbardziej świadomi.

Skomentuj

Naomi Moriyama, William Doyle, Zdrowy jak japońskie dziecko

Tę książkę łatwo przeoczyć w zalewie wiosennych nowości, ale zapewniam, że powinna się ona znaleźć w biblioteczce każdego rodzica, nie tylko takiego, który żywo interesuje się kulturą japońską. W tym poradniku zawarte są treści, które trudno byłoby zaliczyć do rewolucyjnych czy szczególnie odkrywczych (więcej warzyw, więcej ruchu!), ale niestety, są to informacje tak proste i zwyczajne, że cały świat zdaje się o nich zapominać. Na temat dziecięcej otyłości mogłabym naprawdę wiele napisać, bo sama do szczuplasków nie należałam, a widmo tych moich dodatkowych kilogramów zatruło mi lata szkolne. Dziś nie trapię się już nadwagą własną (wcale nie tak dużą i po drodze mimochodem zgubioną), ale coraz większą ilością osób otyłych dookoła. Pomijam już kwestię nadwagi dorosłych, bo w końcu każdy z nas ma prawo decydowania o tym co i w jakiej ilości ląduje na jego talerzu, ale na grube dzieci spokojnie patrzeć nie mogę. Maluchy są od nas całkowicie zależne, a my powinniśmy czuć się odpowiedzialni za ich obecne i przyszłe zdrowie. Tymczasem, mając w pogardzie doniesienia o tym, że otyłość oznacza cukrzycę, nadciśnienie, raka i ogólnie krótsze życie, tuczymy dzieci słodkimi napojami, białą mąką, tłuszczami roślinnymi i przyzwoleniem na praktycznie zerową aktywnością fizyczną. Jeśli myślicie, że przesadzam, to przyjrzyjcie się czasem grupkom dzieci wychodzącym ze szkoły. Z moich obserwacji wynika, że coraz mniej jest takich, które mieszczą się w normach przewidzianych dla swojego wieku.

Skomentuj

IKIGAI. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia

Tytuł obiecywał wszystko to, czym na co dzień bardzo się interesuję, bo to książka nie tylko o Japonii, ale i o tym jak pozostać w zdrowiu i szczęściu do setki. Na koniec jednak okazało się, że o najwartościowszej rzeczy, czymś do czego nieświadomie lgnęłam przez całe życie, nie wspomniano w tytule. Artystyczny szał, twórczy przepływ, stan flow, będący najbliżej ostatecznej szczęśliwości, to coś, co obok diety, ćwiczeń, pogodnego nastawienia i jasnego celu, trzyma przy życiu japońskich seniorów, czyniąc z nich wzór do naśladowania dla wszystkich innych nacji na świecie. Opisani w tej książce ludzie, nazywani takumi, to samorealizujące się jednostki, jakich wielu także w innych kulturach, ale tylko w Japonii mają oni swoją nazwę, a ich podejście do pracy i styl życia utrwalony został w wielowiekowej tradycji.

3 komentarze

Natsume Sōseki, Światło i mrok

Blogowanie o książkach jest, oprócz wszystkiego innego, przede wszystkim procesem wiecznego uczenia się, o czym książki takie jak Światło i mrok co jakiś czas mi przypominają. Myślisz sobie, a co mi szkodzi przeczytać?, dobrze się przecież nauczyć czegoś nowego. Cieszysz się już nawet na myśl, że dowiesz się czegoś o Japonii, kraju, który śni ci się po nocach i który (gdyby nie fundusze) mógłby być twoim domem. Wreszcie zabierasz się za lekturę, gratulując sobie w myślach, że tak naprawdę, dzięki czytaniu japońskich klasyków, fundujesz sobie darmowy kurs japonistyki i to bez konieczności uczenia się skomplikowanego alfabetu, nie do ogarnięcia dla twojego mózgu. No same plusy zupełnie, a potem zaczyna się walka. Nieszczególnie obszerny tom okazuje się pochłaniaczem czasu i uwagi na długie tygodnie, bohaterowie, niby zwyczajni i prości, stają się dla czytelnika sadystycznymi potworami (o tym, czym męczą, poniżej), a sam sposób opowiadania jest tak boleśnie wyrafinowany, że w pewnym momencie zaczynasz myśleć, że chyba łatwiej by było zgłębiać tajniki japońskiej gramatyki niż meandry życia wewnętrznego opisanych tu postaci. Zapewniam jednak, że warto dać się przewlec, przeczołgać, przez te opisy i dialogi, choćby dla końcowej satysfakcji, że daliśmy radę i że do naszej pamięci została załadowana cała wielka baza wiedzy na temat historii społecznej i kulturowej Kraju Kwitnącej Wiśni.

Skomentuj

Beata Pawlikowska, Blondynka w Japonii

Bardzo ucieszył mnie fakt wydania książki, która jest jakby idealnie skrojona dla mnie. Oto wspaniała podróżniczka Beata Pawlikowska, z którą dzielimy miłość do kotów i niechęć do jedzenia pochodzenia zwierzęcego, pojechała do fascynującej mnie od lat Japonii. To niemal tak, jakbym sama tam była, więc chyba nikt się nie zdziwi, że jestem Blondynką w Japonii wprost zachwycona. Pierwsze rozdziały były dla mnie szokiem, bo do tej pory żyłam marzeniem o emigracji do Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie ludzie są delikatni i uprzejmi, żyją długo i mądrze żywiąc się wyłącznie zdrowym jedzeniem. Sądziłam, że to prawdziwy raj dla roślinożerców znerwicowanych chaosem polskiej rzeczywistości, ale pani Pawlikowska wyprowadziła mnie z błędu. Okazuje się, że Japonia nie jest aż tak różowa jak ją malują (czy jak ładna okładka tej książki), ale naprawdę cieszę się, że moje złudzenia zostały rozwiane.

9 komentarzy